"Korea Północna ma długą tradycję retoryki wojennej (...) jednak tym razem bębny biją głośniej i dłużej niż zwykle. Zwiększa to szanse popełnienia śmiertelnie groźnego błędu w ocenie sytuacji czy to przez Phenian, Seul, czy ich sojuszników" - ocenia londyńska gazeta. "FT" zwraca uwagę, że napięcie na Półwyspie Koreańskim rośnie m.in. przez to, że w obu Koreach do władzy doszło nowe pokolenie przywódców. W normalnych okolicznościach - pisze dziennik - mogłaby być to szansa na wypracowanie nowych dróg dialogu. Tymczasem istnieje niebezpieczeństwo, iż kontakty mogą zostać zerwane, gdyż nowi przywódcy prężą muskuły na użytek wewnętrzny. "Jeżeli ataki Phenianu nie doprowadziły w przeszłości do wojny na pełną skalę, to po części dlatego, że Seul powstrzymywał się przed pokusami militarnego odwetu" - czytamy w komentarzu. "FT" pisze dalej o pilnej potrzebie podjęcia wysiłku zmniejszenia napięcia przez wszystkie strony konfliktu. "Młody Kim (Kim Dzong Un) być może wierzy, że trzyma się tradycyjnego kodeksu, grożąc amerykańskim miastom i bazom wojskowym, narzuca jednak niebezpieczne tempo" - zaznacza gazeta. Przypomina przy tym, że Chiny, główny sojusznik Korei Płn. na arenie międzynarodowej, w końcu poparły mocniejsze sankcje Rady Bezpieczeństwa ONZ przeciwko Phenianowi, ale muszą je jeszcze wdrożyć w życie. "W zamian Waszyngton musi zapewnić Pekin, że w razie wycofania poparcia i upadku Kima, Półwysep Koreański nie stanie się na długo bazą wojsk USA w regionie" - komentuje "FT". Gazeta podsumowuje, że najważniejszym krokiem, aby rozładować napięcie jest "promowanie dialogu z Phenianem", przy czym "trzeba dać jasno do zrozumienia, że wszelki atak spotka sią ze zdecydowaną odpowiedzią". "Rozmowy, nawet na mniej ważne sprawy, zmniejszą groźbę konfliktu. Może to oznaczać, że USA i Korea Płd. będą musiały porzucić denuklearyzację Korei Płn. jako warunek wstępny" - konkluduje "Financial Times".