Londyński dziennik odnotowuje utratę przez rządzącą partię Jedna Rosja w niedzielnych wyborach parlamentarnych blisko jednej czwartej mandatów. Fakt, że do tego wyborczego protestu doszło - mimo całego spektrum sztuczek zastosowanych przez władze w celu zapewnienia sobie wygranej - czyni go jeszcze bardziej spektakularnym - ocenia "FT". I choć nic nie zagraża prezydenckim planom premiera Władimira Putina, Moskwa od niedzieli jest sceną największych opozycyjnych demonstracji od lat. Wiele podobnych wystąpień planowanych jest w innych miastach. Rosyjskie "kierownictwo musi teraz przemyśleć, w jaki sposób odpowiedzieć" - twierdzi gazeta. "Jedna możliwość to rządy żelaznej ręki, choć dalsze ich wzmocnienie może okazać się niebezpieczne. Na przykład próba ograniczenia dostępu do internetu dla 51 milionów Rosjan mogłaby sprowokować dokładnie takie protesty, jakich władze wolałyby uniknąć" - przewiduje "FT". Jak ocenia, rozwiązanie lepsze zakłada, że Putin odpowie na narastające znużenie obywateli na drodze autentycznych reform. Niedzielne wybory pokazały, że coraz zamożniejszy i lepiej wykształcony elektorat domaga się zmian w kraju i chce mieć więcej do powiedzenia w sprawie swej przyszłości. Przede wszystkim Putin powinien wyeliminować kumoterstwo na wszystkich szczeblach władzy, które sprawia, że do jego partii Jedna Rosja przylgnęło określenie "partia oszustów i złodziei" - pisze "FT". "Financial Times" ostrzega jednak, że Putin może próbować zapewnić sobie poparcie przez zaostrzenie antyzachodniej retoryki. "Przedsmakiem mogło być niedawne wymachiwanie szabelką w odpowiedzi na plany amerykańskiej tarczy antyrakietowej. Byłoby to bardzo złe dla kraju. A poza tym mogłoby oznaczać, że Rosja rządzona przez słabszego Putina stałaby się jeszcze trudniejszym partnerem dla Zachodu niż była w szczycie jego władzy" - konkluduje "Financial Times".