W Polsce "entuzjastyczni reformatorzy przyjęli terapię "szokową", uwalniając ceny, otwierając granice dla handlu, wprowadzając wymienialność waluty i obcinając subsydia dla przedsiębiorstw państwowych" - wskazuje "FT" i dodaje, że Polacy przeforsowali to "przy takim samym poziomie opozycji, jaki spowolnił i wypaczył podobne reformy np. w Rosji". - Paradoksalnie, częste zmiany rządów - Jan Krzysztof Bielecki, premier w 1991 roku, żartuje, że Polska miała w latach 90. więcej premierów niż reprezentacja narodowa w piłce nożnej ma zawodników - przyczyniły się do sukcesu reform" - pisze "FT", wyrażając opinię, że te częste zmiany zapobiegły przechwyceniu systemu politycznego przez grupy interesów. Z kolei na Ukrainie pierwsi dwaj prezydenci od uzyskania przez kraj niepodległości przetrwali przez 13 lat jako pozostałości ery komunistycznej. Doszło do prywatyzacji i pewnych posunięć rynkowych, ale głębokie reformy strukturalne wielokrotnie opóźniano. Oligarchowie, którzy zarobili miliony na wypaczonej prywatyzacji, zdołali zdobyć wpływy polityczne i skorumpować system - opisuje "FT" przebieg transformacji w tym kraju. Gazeta odnotowuje następnie, że w zeszłym roku PKB per capita wynosił w Polsce 13394 USD, a na Ukrainie 3919 USD. "Polska jest stabilnym, coraz lepiej prosperującym państwem UE; Ukraina przeszła właśnie drugą rewolucję w ciągu 10 lat, straciła Krym i boryka się ze wspieraną przez Moskwę rebelią (...) w swoich wschodnich regionach" - pisze "FT". Różnice między Polską a Ukrainą są, zdaniem gazety, odzwierciedleniem różnic w dawnym bloku wschodnim, które stały się bardziej wyraźne w ostatnich miesiącach. Po jednej stronie są takie kraje jak Polska, które ustanowiły "jakąś formę funkcjonującej, opartej na rynku demokracji". Po drugiej stronie są te kraje, w których reformy utknęły, które - jak to ujął Bielecki - ucierpiały "przechwycenie państwa", czy to przez oligarchów, klany polityczne, ludzi z dawnych służb bezpieczeństwa, czy przez jakąś kombinację tych trzech grup - wskazuje "FT". Za niepokojące zjawisko gazeta uważa to, że ów podział staje się coraz bardziej zinstytucjonalizowany. Podczas gdy 11 byłych krajów bloku wschodniego przystąpiło do UE od 2004 roku, Rosja, Białoruś i Kazachstan podpisały właśnie traktat tworzący konkurencyjną Eurazjatycką Unię Gospodarczą. Zdaniem "FT" ta unia ma na celu nie tylko reintegrację dawnych gospodarek radzieckich, lecz także stworzenie silniejszej przeciwwagi dla instytucji zachodnioeuropejskich i euroatlantyckich. "FT" pisze następnie, że Mołdawia i Gruzja, które przygotowują się do podpisania w tym miesiącu porozumień o integracji z UE, stoją w obliczu takiej samej presji ze strony Rosji, jak Ukraina. Ćwierć wieku po przełomie "marsz Europy Wschodniej ku wolności jeszcze się nie zakończył i w żadnym razie nie jest nieodwracalny" - kończy "FT".