Londyński dziennik zwraca uwagę, że minęło już dziewięć miesięcy od wykrycia pierwszego przypadku zachorowania na ebolę w Gwinei. Od tego czasu wirus zdążył się rozprzestrzenić, a Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) w tym tygodniu ostrzegła, że epidemia nabiera niebezpiecznego tempa i możliwe, że na początku grudnia będzie 5-10 tys. nowych przypadków zarażenia tygodniowo. Do tej pory wirus zabił około 4,5 tys. osób. "Żyjemy w świecie wzajemnych powiązań, w którym rośnie możliwość rozprzestrzeniania się potencjalnie pandemicznych wirusów przenoszonych ze zwierząt na ludzi" - zwraca uwagę "FT" przypominając jednocześnie, że ebola nie jest pierwszą globalną epidemią w ostatnich latach. W związku z tym Zachód powinien zmienić dotychczasową strategię walki z wirusem, która nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Dziennik twierdzi, że najbogatsze państwa, przeznaczając środki na ochronę swych granic przed ebolą, nie zwiększają swego bezpieczeństwa, ponieważ okres inkubacji wirusa trwa trzy tygodnie i dlatego jest on trudny do wykrycia u przypadkowego pasażera. "Lepiej pomagać dotkniętym państwom Afryki we wzmacnianiu ich kontroli granicznych, aby nie tylko sprawdzały stan zdrowia wyjeżdżających, ale także wprowadziły bardziej szczegółowe kwestionariusze, w których znalazłyby się pytania dotyczące potencjalnych kontaktów tych osób z zarażonymi ebolą" - argumentuje "FT". Dlatego Zachód musi jak najszybciej przeznaczyć środki finansowe na ten cel. Szczególnie, że każdy "dolar wydany obecnie na prewencję jest wart 10 razy więcej niż gdy będzie przeznaczony na ten cel pod koniec roku". "FT" zwraca uwagę, że Zachód musi także zweryfikować dotychczasowe procedury walki z wirusem u siebie, o czym świadczą przypadki zarażeń w USA i Hiszpanii. Mimo to dziennik podkreśla, że epidemia eboli w państwach zachodnich jest mało prawdopodobna, ponieważ służba zdrowia jest tam na wysokim poziomie.