"Aleksiej Nawalny wyrasta na najbardziej błyskotliwego taktycznie przeciwnika, z jakim mierzył się w ciągu 18 lat Władimir Putin - bardzo ważny rosyjski przywódca" - pisze dziennik w artykule redakcyjnym. "Chociaż zabroniono mu startu w marcowych wyborach prezydenckich, Nawalny, nawołujący do 'strajku wyborców' czy bojkotu wyborów, trafił na czuły punkt Kremla; niska frekwencja, która może rzucić cień na zwycięstwo Putina i proces wyborczy, jest tym, czego rosyjskie przywództwo obawia się najbardziej" - pisze brytyjski dziennik. Przypomina, że Nawalnego nie dopuszczono do udziału wyborach z powodu wyroków za domniemaną defraudację. "Wobec jego nieobecności rywalizacja wyborcza przebiega nie między Putinem a zaaprobowanymi przez Kreml przeciwnikami, lecz między Putinem a apatią. Temu rosyjskiemu przywódcy, sprawującemu władzę najdłużej od czasów Stalina, zawsze bardziej zależało nie na zdobyciu zdecydowanej większości, lecz na zrobieniu tego w sposób wyglądający na wiarygodny" - pisze "Financial Times". Zauważa, że "taki mandat jest ważny nie tylko dla obrazu Putina w Rosji i za granicą, lecz i do zapewnienia, że wciąż ma on autorytet pozwalający mu pozostać ostatecznym arbitrem między rywalizującymi klanami i interesami moskiewskich elit". "Jak na ironię Nawalny może bardziej zaszkodzić Kremlowi nie uczestnicząc w wyborach, niż jako kandydat" - pisze "FT". "Gdyby dopuszczono go do rywalizacji, niemal na pewno by nie wygrał (...). Lecz jeśli jego kampania bojkotu wyborów zdoła obniżyć frekwencję nawet o kilka punktów procentowych, może to oznaczać różnicę; różnicę między poziomem do zaakceptowania i takim, który będzie trudniej zaakceptować" - zaznacza brytyjski dziennik.