Fritzl bez odrobiny żalu opowiedział badającej go psycholog o swoim dzieciństwie i odwecie, jaki wziął na matce. Szokujące wyznania opublikowała austriacka prasa. Można z nich odnieść wrażenie, że gdyby nie okrutna matka, Fritzl nigdy nie stałby się potworem - relacjonuje Fakt. - Moja matka wcale mnie nie chciała. Urodziła mnie tylko dlatego, że jej były mąż, jej jedyna miłość, zarzucał jej, że jest bezpłodna. Z nowym partnerem chciała udowodnić, że to nieprawda - wyznał Fritzl. - Moja mama była służącą. Musiała wiele pracować. Nigdy mnie nie pocałowała ani nie przytuliła, mimo że bardzo się starałem, żeby była dla mnie dobra. Jedynym naszym wspólnym zajęciem było chodzenie do kościoła. Była bardzo wierzącą kobietą. Wychowywała mnie samotnie, ale nie ofiarowała mi miłości. Biła mnie i kopała, aż zalany krwią padałem na podłogę. Czułem się wtedy upokorzony i słaby. Jako dziecko zawsze myślałem, że mnie nie chciała - dodał okrutnik. Dorastający Fritzl przeniósł się do Linzu, gdzie poznał swoją przyszłą żonę Rosi. Miała zaledwie 16 lat, gdy pobrali się i przenieśli do Amstetten do domu znienawidzonej przez Fritzla matki. Fritzl szybko poczuł się właścicielem domu, gdy odniósł sukces, nabrał pewności siebie i zaczął mścić się na matce. W jego głowie zrodził się plan okrutnej zemsty. Zaczął od psychicznych tortur - wrzasków, zastraszania. Im matka była starsza i słabsza, tym bardziej się go bała. Wreszcie totalnie sterroryzowaną zamknął w pokoju na piętrze. Zamurował wszystkie okna, żeby - jak wyznał - już nigdy nie mogła zobaczyć słonecznego światła. Zamknięta, odcięta od kontaktów z resztą rodziny Maria Fritzl zmarła w 1980 r. Cztery lata później Fritzl uwięził w piwnicy swoją 18-letnią wówczas córkę Elisabeth. Na długie 24 lata.