Dla prawicowego dziennika "Le Figaro" Tusk to "pragmatyk, który szybko opowiedział się za skutecznymi sankcjami wobec Rosji po ostatniej ingerencji jej wojsk na Ukrainie". Wtóruje mu prawicowy dziennik ekonomiczny "Les Echos", zaznaczając, że wybór Tuska to "przekaz nieugiętości Unii wobec Rosji, szczególnie biorąc pod uwagę, że Polska należy do tych członków UE, którzy od początku kryzysu ukraińskiego opowiedzieli się po stronie rządu w Kijowie". "Moskwa będzie z pewnością niepocieszona na widok kraju z byłego bloku komunistycznego, nastawionego jeszcze tak krytycznie do Rosji w kwestii ukraińskiej, stającego na czele europejskich instytucji" - komentuje publiczna stacja radiowa "France Info". - Wszyscy doskonale wiemy, że w polityce nikt nie kieruje się afektem tylko interesem. W przypadku Unii chodzi o pokaz siły - podkreśla w rozmowie z PAP Pierre Verluise, specjalista ds. geopolityki Unii Europejskiej. - Dopiero po reakcji Kremla na ukraiński kryzys polityczny w listopadzie zeszłego roku, szefowie państw Unii zdali sobie sprawę, że Rosja Putina to nie państwo miłości i pięknej demokracji, w którą chcieli wierzyć. Otworzyli oczy na to, kim naprawdę jest Putin i z kim mają do czynienia. Wybranie Polaka na szefa Unii to kolejne ostrzeżenie wobec Rosji i zarazem wyraz wielkiego zaufania dla Polski - dodaje. Poparcie Francji dla polskiej kandydatury nie jest dla Verluise'a w tej sytuacji przypadkowe, choć wpisuje się w zgoła inny kontekst. Prezydent Francji Francois "Hollande szuka sojuszników w projekcie budowy Europejskiej Wspólnoty Obronnej. Do tej pory liczył na Wielką Brytanie, która obok Francji jest jedyną potęgą militarną w Europie, ale zważywszy na plany wystąpienia Brytyjczyków z Unii musi szukać gdzie indziej - tłumaczy Pierre Verluise. - Wobec problemów budżetowych Hiszpanów, słabych nakładów na wojsko w Niemczech, Polska wydaje się Hollande'owi ciekawą alternatywą". Twarde stanowisko Polski wobec polityki rosyjskiej na Ukrainie nie może jednak samo tłumaczyć szerokiego kompromisu wobec kandydatury Donalda Tuska. - Jest to dowód, że Polska na to po prostu zasłużyła - wyjaśnia Pierre Verluise. - Pokazuje, że udało jej się skutecznie wynegocjować dostęp do tak prestiżowego stanowiska i że obietnice, które padły w 2009 r. ze strony szefów państw byłej unijnej piętnastki przy okazji założenia Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych nie uleciały z wiatrem". Wybór Tuska ma być ponadto efektem nowego układu sił w ramach Unii po jej poszerzeniu o 10 nowych członków w 2004 r. - Wmawiano tutaj wszystkim, że niezależnie od tego, czy państw członkowskich będzie 25, 28, czy 15, nic to nie zmieni w zarządzaniu UE, kierowaną przez dotychczasowych decydentów - zaznacza Pierre Verluise. - Szybko się jednak przekonano, że Unia po rozszerzeniu nie jest taka sama, jak przedtem. Zdaniem Verluise'a Polska poprzez swoje aktywne zaangażowanie w unijną politykę wschodnią i sąsiedzką wyrosła na naturalnego lidera wśród nowych państw członkowskich, a polityczna stabilność, wysiłki w dostosowywaniu do norm unijnych, a także skuteczne wykorzystywanie funduszy UE umocniły zaufanie partnerów do władz w Warszawie. "Nominacja Donalda Tuska nie może być zatem zaskoczeniem" - podkreślił ekspert. Wczorajsza decyzja szefów Unii wskazywałaby również na zmianę postrzegania wagi stanowiska przewodniczącego Rady europejskiej. "Pięć lat temu, gdy wybrany został nikomu nieznany Herman Van Rompuy w miejsce Tony'ego Blaira, był to jasny dowód na chęć zachowania władzy decyzyjnej w kręgu szefów państw" - zauważa Verluise. "Teraz na czele instytucji stanie człowiek znany na europejskiej scenie politycznej, o wyrazistych poglądach i konkretnej wizji polityki zagranicznej Unii, premier kraju o jednej z najprężniej rozwijających się gospodarek w Europie. Jest to w pewnym sensie przełom" - dodał. Najtrudniejsze jednak dopiero przed Tuskiem i całą polską dyplomacją, podkreśla Pierre Verluise. "Polacy są swoim najgorszym wrogiem. Podchodzą często emocjonalnie do polityki, a wiadomo, że dobra i skuteczna dyplomacja nie jest możliwa, jeśli jest dyktowana emocjami. Czy Tusk potrafi jednoczyć wokół wspólnych celów, iść na kompromis? Mam taką nadzieję. Byłoby to w najlepszym interesie dla Polski" - konkluduje.