Miejscowość znajduje się ok. 40 kilometrów na północny-wschód od Paryża. W operację zaangażowano półtora tysiąca policjantów, żandarmów i funkcjonariuszy jednostki antyterrorystycznej, wspieranych przez policyjne samochody pancerne i pięć śmigłowców. Bracia - zabójcy schronili się w budynku drukarni pism reklamowych i ulotek. Wcześniej, w godzinach porannych, ukradli samochód. Jego właścicielka rozpoznała zabójców, gdyż nie kryli twarzy pod kominiarkami. Uciekali z obławy w Pikardii w kierunku Paryża, jednak drogi do stolicy są zablokowane przez żandarmerię. Doszło do wymiany ognia. Według stołecznej prefektury, nie ma ofiar śmiertelnych, choć media informowały o jednej, a nawet dwóch ofiarach śmiertelnych i 20 osobach rannych. Po strzelaninie terroryści zawrócili do Dammartin, gdzie wdarli się do wnętrza jednego z budynków. Mieszkańców wezwano, by pozostali w domach, nieczynne są miejscowe szkoły. Nad miastem krążą policyjne śmigłowce. Okoliczne szpitale są gotowe na przyjęcie ewentualnych poszkodowanych podczas operacji. Niektóre samoloty, które mają lądować na znajdującym się obok lotnisku Charles- de- Gaulle są przekierowywane. Zamknięto tam dwa pasy startowe. Lotnisko leży w odległości 13 kilometrów od Dammartin-en-Goele. Wcześniej odbyła się pilna narada z udziałem prezydenta Francois Hollande'a, premiera Manuela Vallsa i szefów policji. Prezydent oświadczył, że przejmuje kierownictwo operacji i będzie osobiście wydawał polecenia oddziałom specjalnym. W środę w ataku terrorystycznym na redakcję "Charlie Hebdo" w Paryżu zginęło dwanaście osób, w tym ośmiu dziennikarzy pisma. 11 osób zostało rannych, 4 są nadal w ciężkim stanie.