Prokuratura domagała się dla Valerie Bacot kary pięciu lat więzienia w zawieszeniu na cztery lata. W związku z tym, że kobieta spędziła już rok w areszcie, oznacza to, że wyjdzie na wolność - donosi CNN. Był jej ojczymem Bacot przyznała się do zastrzelenia w 2016 roku swojego męża Daniela Polette. Wcześniej mężczyzna był jej ojczymem. Według dokumentów sądowych Polette zaczął gwałcić Bacot, gdy miała zaledwie 12 lub 13 lat. W tym czasie był chłopakiem jej matki. Później został mężem Bacota i ojcem czwórki ich dzieci. - Ponieważ była w areszcie przez rok, nie wróci do więzienia, jeśli ława przysięgłych i sąd przychylą się do opinii prokuratury - mówiła francuskim mediom prawniczka Nathalie Tomasini. Gdy Bacot usłyszała na sali sądowej, że prawdopodobnie wyjdzie na wolność, zemdlała. Na miejscu pojawiły się służby ratunkowe. "Chciałam chronić dzieci" 40-letnia Valerie Bacot wydała książkę "Tout Le Monde Savait" ("Wszyscy wiedzieli"), w której opowiedziała swoją historię. Opisuje w niej, że starszy o 25 lat Polette po raz pierwszy zgwałcił ją, gdy miała 12 lat. W wieku 17 lat zaszła z nim w ciążę, a mężczyzna kontynuował znęcanie się nad nią przez kolejnych 18 lat. "Chciałam po prostu chronić siebie. Chroń swoje życie, życie moich dzieci. W moich oczach nic innego nie miało znaczenia" - napisała w swojej autobiografii. W swojej książce Bacot powiedziała także, że powinna zostać ukarana. Twierdziła jednak, że zabicie Polette było jedynym sposobem, aby ochronić siebie i swoje dzieci przed mężczyzną, który uczynił jej życie "piekłem" od czasu, gdy ją po raz pierwszy zgwałcił, aż do zastrzelenia go w 2016 roku. Pod petycją o uwolnienie Bacot podpisało się ponad 700 tysięcy osób.