Kontrwywiad krytykowany jest za to, że nie zapobiegł zabójstwom w Tuluzie i Montauban, choć ich sprawca znany był policji w związku ze swoimi podróżami do Pakistanu i Afganistanu, gdzie szkoleni są kandydaci na terrorystów. Szef odpowiedzialnej za kontrwywiad Centralnej Dyrekcji Wywiadu Wewnętrznego (DCRI) Bernard Squarcini zapewnił w dzienniku "Le Monde", że niemożliwe było wcześniejsze aresztowanie Meraha, dzięki czemu można byłoby zapobiec przynajmniej zabójstwu czterech osób przed szkołą żydowską w Tuluzie 19 marca. Także premier Francois Fillon zapewnił, że w państwie prawa, jakim jest Francja, "nie było nic, co umożliwiłoby zatrzymanie Meraha" jeszcze przed pierwszym zabójstwem z 11 marca. - Bez decyzji sądu nie mamy prawa do ciągłego nadzorowania osób, które nie popełniły przestępstwa. Żyjemy w państwie prawa - mówił szef rządu. Służby wywiadowcze objęły nadzorem młodego mężczyznę po jego pobytach w Afganistanie i Pakistanie. Udał się tam w 2010 r. i w 2011 r. Gdy w listopadzie 2011 r. Merah został wezwany przez wywiad, udało mu się uśpić czujność przesłuchującego go policjanta - tłumaczył Squarcini. Debaty w sprawie sposobu, w jaki we Francji zapobiega się aktom terroru, zażądała szefowa skrajnie prawicowego Frontu Narodowego i kandydatka w kwietniowo-majowych wyborach prezydenckich Marine Le Pen. Kandydat socjalistów Francois Hollande także ocenił, że podczas nadzoru Meraha doszło do niedociągnięć. Ponadto zdaniem Hollande'a konieczna jest lepsza współpraca między francuskimi służbami specjalnymi. W rozmowach z policją kilka godzin przed śmiercią, Merah, Francuz pochodzenia algierskiego, mówił, że jest mudżahedinem i należy do Al-Kaidy. Zabójstwa miały być zemstą za śmierć palestyńskich dzieci w konflikcie izraelsko-palestyńskim oraz odwetem na francuskiej armii za udział w zagranicznych interwencjach, a także za wprowadzenie zakazu noszenia muzułmańskich chust w miejscach publicznych. Merah, który stanął przed sądem za pomniejsze przestępstwa, spotykał się z osobami powołującymi się na salafitów, czyli rygorystyczny ruch wśród sunnitów. - Sama przynależność do organizacji salafickiej nie jest przestępstwem. Nie należy łączyć religijnego fundamentalizmu z terroryzmem, nawet jeśli dobrze znane nam są powiązania między jednym a drugim - mówił premier Fillon. Szef rządu powiedział też, że Merah, który figurował na czarnej liście osób z zakazem wjazdu do USA, we Francji został wpisany na listę osób, które należy nadzorować, jeśli będą zmieniać miejsce pobytu. - Ale on się nie przemieszczał - tłumaczył Fillon. Francuskie media w piątek stawiają też pytania dotyczące okoliczności operacji policyjnej, której celem było schwytanie napastnika po ponad 30-godzinnej obławie. Podczas akcji Merah zginął od strzału w głowę. Tej operacji, przeprowadzonej przez elitarną jednostkę policji RAID, brakowało "praktycznego planu" - krytykuje były szef rywalizującej z RAID żandarmerii GIGN Christian Prouteau. "Jak to możliwe, że najlepszemu oddziałowi policji nie udało się zatrzymać mężczyzny, który działał w pojedynkę?" - zastanawia się ten były żandarm, cytowany przez dziennik "Le Monde". "Można było zastawić na niego pułapkę. Czekać, aż wyjdzie z domu i go zatrzymać. Można było wpuścić gaz łzawiący. Zamiast tego wrzucano granaty. W efekcie Meraha wprowadzono w taki stan, który wywołał w nim chęć kontynuowania wojny" - tłumaczył Prouteau. Podczas obławy rząd wielokrotnie podkreślał, że chce, aby sprawcę schwytano żywego, dzięki czemu Merah mógłby zostać osądzony. "Ta operacja jest naszą chlubą" - powiedział szef RAID Amaury de Hautecloque. W radiu RTL z ulgą mówił o tym, że w akcji rannych zostało tylko czterech policjantów, choć Merah wielokrotnie strzelał do funkcjonariuszy. Szef RAID podkreślił także, iż celem operacji nie było zabicie 23-latka.