Paryż mnoży apele do stron konfliktu o zachowanie spokoju, by nie doszło do dalszego rozlewu krwi. Według francuskich mediów, co najmniej dwie osoby zginęły. Policja nie dopuściła karetki pogotowia do rannych. Lokalne władze twierdzą, że aresztowano od ośmiuset do tysiąca ludzi. Przywódca opozycji i rywal ustępującego prezydenta w walce o najwyższy urząd w państwie - Jean Ping - powiedział francuskiej prasie, że człowiekiem, który sięgnął po przemoc jako po broń, jest Ali, czyli dotychczasowy przywódca Gabonu. Jean Ping podkreślił, że opozycja do nikogo nie strzelała. Ali jest jedynym człowiekiem w państwie, który ma w swoim ręku policję, wojsko i cały aparat państwowy. Jean Ping przyznał, że Gabończycy w geście protestu przeciwko sfałszowanym - jego zdaniem - wyborom, podpalili budynek Zgromadzenia Narodowego, a Ali w reakcji na to wydał rozkaz strzelania do nich ze śmigłowców. Syryjski dyktator al-Assad atakował swój naród z helikopterów. To samo, zdaniem Jeana Pinga, zrobił Ali. Francja ma liczne interesy w swojej byłej kolonii, przede wszystkim gospodarcze. Wiele firm inwestuje w tym kraju, gdzie mieszka 18 tysięcy Francuzów. Rozważana jest ich ewakuacja. Stacjonuje tam pół tysiąca francuskich żołnierzy. Gabon ma bogate złoża ropy naftowej, gazu ziemnego, uranu i diamentów.