27-letni Michael Philippe na początku roku powiadomił pilotów samolotu, na pokładzie którego pracował, że odkrył w toalecie wiadomość o podłożonej bombie. Chodziło o napis na lustrze: Bin Laden jest najlepszy. Ameryka musi umrzeć. W tym samolocie jest bomba. Ładunku wybuchowego jednak nie znaleziono, a po wylądowaniu samolotu w Orlando na Florydzie, steward został zatrzymany przez policję i oskarżony o to, że sam napisał te pogróżki. Natychmiast też znalazł się za kratkami. Aby wyjść z aresztu śledczego, musiał zapłacić 0,5 mln dol. kaucji, ale i tak przez niemal rok zakazano mu opuszczania terytorium Florydy. Michael Philippe twierdzi, że prokurator zagroził mu, iż jeśli nie przyzna się do winy, to spędzi w Stanach Zjednoczonych kolejny rok, czekając na proces. Trudno powiedzieć, czy młody Francuz jest winny, czy też nie. Ale mimo to nadsekwańscy komentatorzy podkreślają, że opowieści stewarda są niepokojące.