Zatrzymano i przesłuchano 124 uczestników demonstracji. W protestach przeciwko "uelastycznieniu" rynku pracy, jak określają reformę prezydent Francji, socjalista Francois Hollande i premier Manuel Valls, wzięło udział według policji - 170 tys., zaś według związkowców, którzy organizowali demonstracje przeciwko odejściu od 35-godzinnego tygodnia pracy - 500 tys. manifestantów. Jak podaje agencja AFP w Paryżu na ulice wyszło ponad 50 tys. osób.Premier Manuel Valls nazwał organizatorów protestu "garstką skrajnie nieodpowiedzialnych jednostek", które nie były w stanie "dobrze zorganizować i przeprowadzić całej akcji". W oświadczeniu przekazanym za pośrednictwem Twittera (przebywa bowiem w Nowej Kaledonii) zapowiedział, że autorzy aktów przemocy będą odpowiadać przed wymiarem sprawiedliwości za swe czyny.Przewodniczący związku studentów "UNEF", William Martinet powiedział agencji AFP, że "zastosowanie siły przez policję było nieproporcjonalne do zagrożeń". Policja używała przeciwko protestującym gazu łzawiącego i kul plastikowych. Do zaciętych starć doszło w Rennes w północno-wschodniej Francji.W Nantes najbardziej radykalni uczestnicy protestów przeciwko liberalizacji rynku pracy w imię wzrostu zatrudnienia obrzucili policyjną barykadę kamieniami. Policja zamknęła jedną z ulic prowadzących do centrum miasta za pomocą samochodu ciężarowego wyposażonego w armatkę wodną. Przygotowany przez minister pracy Myriam El Khomri projekt ustawy, która ma w intencji rządu pomóc w zmniejszeniu bezrobocia, przekraczającego we Francji 10 proc., krytykuje - według ostatnich sondaży - 78 proc. Francuzów. Obawiają się oni, że wprowadzenie jej w życie stworzy "wysokie ryzyko eksplozji społecznej". Masowe uliczne protesty przeciwko "psuciu prawa pracy", które - jak twierdzą związki zawodowe - stwarza ryzyko "gwałtownego wzrostu liczebności prekariatu" we Francji, rozpoczęły się 9 marca.Wieczorem 31 marca w marszach protestacyjnych w całym kraju według władz wzięło udział 390 tys. osób, a według organizatorów - 1,2 miliona.