Przypomnijmy, że w niedzielę odbyła się druga tura wyborów parlamentarnych we Francji. Wygrała koalicja Razem prezydenta Emmanuela Macrona, jednak nie uzyskała większości w parlamencie - skończyło się na 245 mandatach w 577-osobowej izbie. Drugi wynik uzyskała lewica startująca jako Nupes - 131 mandatów, a trzecie miejsce Zjednoczenie Narodowe - 89. To właśnie wynik ugrupowania Marine Le Pen stał się wiodącym tematem powyborczych komentarzy. Wybory we Francji. Pomyłka pracowni badań Zwraca się uwagę, że po przegranych wyborach prezydenckich Le Pen udała się na urlop, a później nie angażowała się intensywnie w kampanię wyborczą. Ostatnie sondaże przed drugą turą dawały ZN od 20 do 50 mandatów. Wywalczenie aż 89 - w stosunku do ośmiu w wyborach z 2017 roku - daje partii Le Pen przede wszystkim dostęp do finansowania z budżetu, a także platformę do głoszenia swoich poglądów. - To jest wydarzenie "sejsmiczne". Wyjątkowy wynik. Nie przewidział tego żaden sondaż ani żaden ekspert. Le Pen wyglądała na wypompowaną po wyborach prezydenckich. Wiele ludzi ją skreśliło. Ona sama tak naprawę nawet nie prowadziła kampanii przed wyborami parlamentarnymi - powiedział France24 Paul Smith z Nottingham University. Jak tłumaczy, sukces ZN wziął się prawdopodobnie z tego, że tam, gdzie partia weszła do drugiej tury i walczyła o mandat z Razem, była uznawana po prostu za blok "antymacronowy" i gromadziła przeciwników obecnego prezydenta Francji, niekoniecznie o prawicowych poglądach. Wybory we Francji. "Demokratyczny szok" Z kolei Jim Shields z Warwick University zwraca uwagę, że Nupes to koalicja wielu różnych lewicowych partii. - To oznacza, że Zjednoczenie Narodowe będzie tak naprawdę największą opozycyjną partią w parlamencie. - Francuski naród zadecydował o wysłaniu bardzo silnej grupy Zjednoczenia Narodowego do Zgromadzenia Narodowego (izba niższa francuskiego parlamentu - przyp. red), czyniąc je nieco bardziej "narodowym" - komentowała Le Pen, która sama również wywalczyła mandat. Dzień później oświadczyła, że rezygnuje z przewodniczenia partii. Jak tłumaczyła, chce się skupić na kierowaniu kołem poselskim. Przyznała jednocześnie, że jest zaskoczona "aż tak dobrym wynikiem" swojego ugrupowania. Francuski minister finansów Bruno Le Maire określił wynik wyborów mianem "demokratycznego szoku". Odniósł się do faktu, że po raz pierwszy od 1988 roku świeżo wybrany prezydent nie zdołał uzyskać większości w parlamencie.