Zapoczątkowane w listopadzie zeszłego roku demonstracje odbywały się już 13. weekend z rzędu. Według danych ministerstwa spraw wewnętrznych w sobotę w wielu miastach kraju protestowało łącznie 51,4 tys. osób, podczas gdy tydzień wcześniej było to 58,6 tys., z czego 10,5 tys. w Paryżu. Dane z zeszłego tygodnia są kontestowane przez "żółte kamizelki". W Paryżu cztery palce u dłoni stracił w sobotę jeden z uczestników protestu, gdy tłum próbował sforsować zabezpieczenia rozstawione wokół parlamentu - poinformowała policja. We wcześniejszych doniesieniach była mowa o utraconej całej dłoni. Oficjalnie przyczyna obrażenia nie została ustalona, ale według świadka zdarzenia, z którym rozmawiała AFP, chodzi o wybuch policyjnego granatu obezwładniającego z kulkami gumowymi. Używanie przez służby porządkowe tych i innego rodzaju środków do rozpędzania tłumów było wcześniej wielokrotnie krytykowane przez uczestników protestów jako zbyt niebezpieczne. Do incydentów dochodziło wzdłuż trasy protestacyjnego pochodu, który ok. godz. 16.30 dotarł pod wieżę Eiffla. Dochodziło do demolowania m.in. ławek i koszy ulicznych, a kilkanaście samochodów zostało podpalonych - w większości były to pojazdy luksusowych marek, ale także pojazd policyjnych sił antyterrorystycznych. Do godz. 18.45 paryska policja aresztowała 36 osób. Szef MSW Christophe Castaner na Twitterze potępił "te nieakceptowalne ataki" oraz wyraził "oburzenie i niesmak". Tysiące osób protestowały w Tuluzie i Bordeaux, a także w Dijon, gdzie domagano się dymisji Macrona. Według AFP co najmniej 2 tys. osób demonstrowały w Lorient na zachodzie, gdzie krytykowano m.in. wzrost cen produktów spożywczych i obniżenie emerytur. "Macron do dymisji, Castaner do więzienia" - skandowano. Ok. 1-2 tys. osób protestowało też w innych miastach: Caen, Marsylii, Montpellier, Metz i Lille. W Saint-Etienne na południowym wschodzie ośmiu policjantów odniosło lekkie obrażenia, gdy protestujący rzucali w nich różnymi przedmiotami.