Francuscy eksperci zgodnie zauważają, że w obliczu niespodziewanych wielkich wydarzeń międzynarodowych początkowe priorytety polskiej prezydencji, w tym zwłaszcza Partnerstwo Wschodnie, bezpieczeństwo energetyczne UE czy postęp w budowie europejskich sił obronnych straciły na znaczeniu. Jednocześnie specjaliści uważają, że w tej sytuacji bilans polskiej prezydencji jest trudny do jednoznacznego ocenienia. Prezydencję zmiażdżył kryzys zadłużenia? Zdaniem Francoisa Bafoila, specjalisty od Europy Środkowej i Wschodniej z Francuskiej Akademii Nauk (CNRS), prezydencja polska była "znakomicie przygotowana" i towarzyszyła jej także "wyróżniająca się mobilizacja polskiej administracji publicznej". Jednak, w opinii eksperta, wiele z tych wysiłków poszło na marne w następstwie generalnej zmiany koniunktury międzynarodowej. "Prezydencja polska została zupełnie zmiażdżona przez kryzys zadłużenia: najpierw w Grecji i państwach Południa UE, a potem w całej strefie euro. Stąd głos Polski nie był słyszalny" - podkreślił Bafoil. Twierdzi on, że forsowane przez Polskę "Partnerstwo Wschodnie jest bardzo pięknym projektem, tyle że do jego realizacji brak właśnie partnerów". "Jest pytanie, czy ten projekt jest nadal zdolny do życia, skoro państwa członkowskie PW nie są w pełni wiarygodne" - zauważył badacz, wymieniając w tym kontekście Ukrainę pod rządami prezydenta Wiktora Janukowycza. "Wschód Europy należy do Niemiec" Bafoil zwrócił też szczególną uwagę na to, że para niemiecko-francuska - zwłaszcza w obliczu "arabskiej wiosny" - prawie nie interesuje się Partnerstwem Wschodnim, czego wyrazem była nieobecność prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego podczas warszawskiego szczytu Partnerstwa Wschodniego. "Sarkozy nie wierzy w ten projekt. Uważa - jak wielu przedstawicieli elit francuskich - że naszym basenem jest Morze Śródziemne, i że Wschód Europy należy do Niemiec" - powiedział Bafoil. W jego opinii, w kwestii PW "polskiej prezydencji nie udało się stworzyć czegoś nowego". Francuski ekspert skrytykował zdecydowane wsparcie Polski dla wydobycia gazu łupkowego bez oglądania się na stanowisko UE. Przypomniał, że władze polskie opowiedziały się już za eksploatacją tego surowca mimo negatywnego stanowiska niektórych innych krajów Unii, w tym zwłaszcza Francji. Zdaniem Bafoila, ta kontrowersyjna kwestia "zakłóciła" przekaz polskiej prezydencji. W jego opinii, kategoryczne stanowisko Warszawy odebrano w Brukseli jako znak, że "w momencie sprawowania prezydencji Polska pozwala sobie wysłać do wszystkich diabłów regulacje UE (w sprawie gazu łupkowego) mówiąc, że jakiekolwiek one będą, to ona nie będzie ich stosować". Komisja Europejska ogłosiła niedawno, że wiosną 2012 roku przedstawi specjalny raport, aby sprawdzić, czy kwestia wydobycia gazu łupkowego i skutków dla środowiska tym wywołanych są objęte przepisami UE. "Determinacja Polski ws. gazu łupkowego jest całkowicie zrozumiała" Jednocześnie Bafoil zaznaczył, że powody determinacji polskiego rządu w sprawie gazu łupkowego są "całkowicie zrozumiałe" w kontekście geopolityki, gdyż, wynikają z chęci zmniejszenia zależności od rosyjskiego gazu i zwiększenia autonomii energetycznej kraju. Znawca spraw polskich z Uniwersytetu Paris-Dauphine, Jerome Heurtaux, uważa, że "z punktu widzenia początkowych celów polskiej prezydencji jej sukces jest względny". Do osiągnięć półrocza politolog zalicza właściwe prowadzenie dyskusji nad wieloletnią perspektywą budżetową Unii w latach 2014-2020 oraz sfinalizowanie prac nad unijnym "sześciopakiem". Po stronie niepowodzeń polskiej prezydencji Heurtaux odnotowuje natomiast "pozostawienie na uboczu wspólnej unijnej polityki bezpieczeństwa i obrony" oraz brak sukcesu w przyjęciu Rumunii i Bułgarii do strefy Schengen. Warszawski szczyt Partnerstwa Wschodniego politolog określił jako "jedynie symboliczny sukces", dodając, że inny z priorytetów polskiej prezydencji - bezpieczeństwo energetyczne - "został zaledwie zapoczątkowany". Prezydencja kompromisu Jednakże w opinii Heurtaux, "biorąc pod uwagę wąskie pole manewru, nałożone rotacyjnej prezydencji UE w ramach Traktatu Lizbońskiego, trudno było zrobić więcej i lepiej niż Polska". "Polska prezydencja potrafiła się zaprezentować, przynajmniej na zewnątrz, jako prezydencja kompromisu, realistyczna i zdolna do wzniesienia się ponad interesy swojego kraju" - powiedział PAP Heurtaux. Według badacza, ten umiarkowany styl przewodzenia UE wyróżniał Polskę pozytywnie na tle innych państw z Europy Środkowej sprawujących wcześniej prezydencję: Węgier i Czech. Za zdecydowanie pozytywny akcent polskiej prezydencji pytani przez PAP francuscy specjaliści uznali zgodnie przemówienie szefa dyplomacji Radosława Sikorskiego w Berlinie. Zarazem wyrazili żal, że głos ten przeszedł we francuskich mediach i wśród klasy politycznej niemal bez echa. "Mocne i nowatorskie" przemówienie Sikorskiego Znany francuski politolog Jacques Rupnik określił mowę Sikorskiego jako "być może najważniejszą mowę szefa dyplomacji z Europy Środkowo-Wschodniej od 20 lat". W ocenie Rupnika, słowa wypowiedziane w Berlinie przez ministra są wyrazem tego, że Polska "poczuwa się do odpowiedzialności za los przyszłości wspólnej waluty" i "pod względem politycznym zachowuje się już jak członek strefy euro". Z kolei inny francuski politolog Christian Lequesne, specjalista ds. Unii Europejskiej i jej rozszerzania z paryskiego Instytutu Nauk Politycznych (Sciences-Po), ocenił mowę Sikorskiego jako "bardzo mocną" i "nowatorską". "Po raz pierwszy polski polityk powiedział tak jasno: nie boję się władzy niemieckiej, bardziej lękam się jej bezczynności, a do tego nigdy nie zacytował Francji w kontekście możliwego rozwiązania kryzysu euro. Myślę zresztą, że właśnie dlatego we Francji tak mało o tym (przemówieniu) mówiono" - podkreślił Lequesne. Także Francois Bafoil podkreślił, że apel Sikorskiego o wzmocnienie przywództwa politycznego w UE był "bardzo pozytywny", ale że "nie został on we Francji usłyszany".