W pogrzebie wzięli udział przedstawiciele władz, w tym prezydent Jacques Chirac, mer Paryża i lokalni politycy. Przyszła też garstka osób, głównie sąsiadów ofiar upałów: "Każdy z nas w pewnym momencie zorientował się, co się dzieje, starał się uzyskać jakieś informacje, wykonać jakiś gest w stosunku do sąsiadów. Jednak było za późno. Myślę, że wiele z tych osób dałoby się uratować. Niektórzy leżeli w swych mieszkaniach nawet po dwa tygodnie, zanim ktoś się zainteresował. To pokazuje jedno - w tym społeczeństwie każdy myśli tylko o sobie". Szok spowodowany tragedią rekordowych upałów powoli zaczyna we Francji mijać, ale pytanie "kto zawinił" ciągle nie schodzi z ust nadsekwańskich komentatorów. Zawinił prawicowy rząd premiera Jean Pierre’a Raffarina, którego członkowie w czasie tragedii upałów nawet nie przerwali swoich urlopów - powtarza lewicowa opozycja, która jeszcze niedawno miała nadzieję, że doprowadzi do dymisji jeżeli nie premiera to choćby ministra zdrowia. Jednak na razie zarówno szef rządu jak i jego ministrowie mogą spać spokojnie. Według sondażu większość Francuzów uwierzyła władzom na słowo, że klimatycznej tragedii nie można było po prostu uniknąć. Premier Raffarin gorączkowo próbował ugasić polityczny pożar, obiecując dodatkowe fundusze dla służby zdrowia i domów spokojnej starości. Zdaniem wieli komentatorów sytuacja może się jednak zmienić, kiedy podana zostanie - za około 3 tygodnie - ostateczna liczba śmiertelnych ofiar upałów, którą niektórzy eksperci szacują aż na 20 tysięcy.