Alain Cocq, 58-letni Francuz z Dijon, przykuty do łóżka od 35 lat z powodu nieule czalnej choroby i pragnący od lat umrzeć, we wtorek w Bernie w Szwajcarii popełnił samobójstwo wspomagane. Przed śmiercią oskarżył francuskich polityków o "brak odwagi". "Niniejszym chciałbym poinformować o mojej śmierci w Szwajcarii z godnością, w ramach procedury wspomaganego samobójstwa" - napisał w liście otwartym do prezydenta Francji Emmanuela Macrona, członków rządu i parlamentu. Zdiagnozowano u niego bolesną nieuleczalną chorobę Przed laty zdiagnozowano u niego bolesną nieuleczalną chorobę sprawiającą, że ścianki jego tętnic się ze sobą sklejały, co doprowadziło go do spędzenia 35 lat "w opiece paliatywnej". Od lat był przykuty do łóżka, podpięty do aparatury medycznej i uzależniony od pomocy innych osób. Domagając się prawa do braku cierpienia i śmierci dwukrotnie próbował w 2020 roku popełnić samobójstwo odmawiając jedzenia i picia, narażając się na dodatkowe niewyobrażalne cierpienia. W tym samym roku poprosił prezydenta Macrona o zgodę na wydanie mu środka, który pozwoliłby mu umrzeć; Macron odmówił wyjaśniając, że nie pozwala mu na to prawo. "List zza grobu" Cocq poinformował, że ma zamiar udać się do Szwajcarii, gdzie samobójstwo wspomagane jest legalne. W swym "liście zza grobu" z Berna potępił "brak odwagi politycznej rządu, oskarżając go o odmowę wpisania do porządku obrad projektu ustawy o końcu życia z godnością - czy przez wspomagane samobójstwo, gdy osoba jest przytomna, czy przez eutanazję, gdy osoba nie jest już w stanie mówić".