W niedzielę 18 października przez Francję przeszły wiece w obronie wolności słowa i sekularyzmu, a rząd po raz kolejny w ostatnim czasie dyskutuje o bardziej zdecydowanej reakcji na islamski ekstremizm. Głośne protesty są odpowiedzią na zabójstwo nauczyciela, Samuela Paty’ego, oraz niedawny atak nożownika, który zranił dwie osoby przy siedzibie pisma "Charlie Hebdo". Co znamienne, do obu tych tragedii doszło niedługo po mocnym wystąpieniu Macrona dotyczącym radykalizmu i ochrony francuskich świeckich wartości. Egzekucja za karykaturę Mahometa - Od lat bijemy na alarm - komentował protesty historyk i nauczyciel Iannis Roder we francuskim radiu. - Mam nadzieję, że jest to koniec zaklinania rzeczywistości. To, co wydarzyło się w szkole w oddalonej ok. 30 km od Paryża miejscowości Conflans-Sainte-Honorine, zaszokowało całą Francję. Była to egzekucja. 47-letniemu nauczycielowi historii i geografii Samuelowi Paty’emu napastnik odciął głowę. Mężczyzna zaczął dostawać groźby już na początku października, kiedy podczas lekcji o wolności słowa pokazał karykatury Mahometa. Chociaż Paty sugerował muzułmańskim uczniom, aby opuścili salę, jeśli sądzą, że mogą zostać urażeni, to najwidoczniej nie wystarczyło. Po zajęciach zaczęły wpływać skargi rodziców na nauczyciela, a w internecie krążyły filmiki z lekcji. Jeden z ojców w mediach społecznościowych miał wezwać do mobilizacji przeciw nauczycielowi. Paty zgłosił to policji i swojemu pracodawcy. Jak się okazuje - na próżno. Zabójca, 18-letni Abdoullakh Anzorov, urodzony w Moskwie Czeczen, został zastrzelony na miejscu przez policjantów. Nie znał nauczyciela, nie mieszkał w okolicy. Po raz kolejny eskalacja nienawiści w mediach społecznościowych doprowadziła do tragedii. Na Twitterze opublikowano zdjęcie odciętej głowy nauczyciela pochodzące z komórki Anzorova z podpisem: "Wykonałem egzekucję na jednym z piekielnych psów, który odważył się uśmiercić Mahometa". Zaczęły też pojawiać się wpisy wyrażające poparcie dla zabójcy Samuela Paty’ego. Służby zatrzymały w tej sprawie 11 osób, w tym krewnych napastnika, a także rodziców uczniów uczęszczających do szkoły, w której uczył Paty, ale śledztwo ma znacznie szerszy zasięg - objęło ponad 80 osób. Policja bada ich ewentualne związki z radykalnymi ugrupowaniami. Minister spraw wewnętrznych Gérald Darmanin zapowiedział kolejne działania przeciw islamskim ekstremistom. Prezydent Emmanuel Macron nazwał atak przykładem islamskiego terroryzmu i powiedział, że mężczyzna zginął, gdyż chciał uczyć swoich podopiecznych wolności słowa. W środę, 21 października, cała Francja uczciła pamięć zamordowanego nauczyciela. Atak potępiło również wielu liderów muzułmańskich. - Jestem zdruzgotany tym aktem przemocy, który, choć udawał nawiązanie do religii, nie ma z nią absolutnie nic wspólnego - powiedział przedstawiciel meczetu w Bordeaux, Tareq Oubrou. Dodał, że francuska społeczność muzułmańska została "dotknięta podwójnie, jako obywatele i jako muzułmanie". Kwestia rysunków satyrycznych jest szczególnie drażliwa we Francji. To przecież publikacja karykatur proroka Mahometa przez magazyn "Charlie Hebdo" była powodem ataku terrorystycznego, do którego doszło 7 stycznia 2015 r. Obecnie w sprawie zabójstwa 12 osób przez islamskich ekstremistów toczy się proces sądowy. Od tragedii minęło pięć lat, a w sprawie grafik nadal dominują skrajne opinie. - W zeszłym roku student powiedział mi, że zabicie kogoś, kto nie okazał szacunku prorokowi Mahometowi, jest całkowicie uzasadnione - stwierdziła po zabójstwie Samuela Paty’ego francuskiemu radiu nauczycielka historii Fathia Agad-Boudjhalat. Podkreśliła, że wiele dzieci powtarza po prostu to, co słyszy w swoich domach. Bezpośrednio po ataku terrorystycznym z 2015 r. nauczycielka filozofii cytowana przez BBC usłyszała od swoich uczniów, że dziennikarze "Charlie Hebdo" zasłużyli na to, co ich spotkało. Historia zatoczyła ponure koło. Egzekucja na nauczycielu z Conflans-Sainte-Honorine wydarzyła się zaledwie kilka tygodni po ataku nożownika w Paryżu. Pod koniec września napastnik zranił dwie osoby przy dawnej siedzibie "Charlie Hebdo". Mężczyzna i kobieta trafili do szpitala z poważnymi obrażeniami twarzy. Winy republiki Na nadzwyczajnym posiedzeniu gabinetu 18 października Emmanuel Macron zapowiedział podjęcie działań przeciwko "strukturom, stowarzyszeniom, osobom bliskim radykalnym grupom i wszystkim tym, którzy szerzą nienawiść i mogą zachęcać do ataków". - Radykalni islamiści nie mogą spać spokojnie w naszym kraju - miał powiedzieć ministrom Macron. Minister sprawiedliwości Éric Dupond-Moretti omawiał w tym czasie wprowadzenie nadzwyczajnych środków bezpieczeństwa we francuskich szkołach. Z kolei Marlène Schiappa z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych wezwała ekspertów do spraw mediów społecznościowych na pilną dyskusję o roli, jaką sieci społecznościowe odegrały w ostatnich atakach. - Ci, którzy uczestniczyli w publicznym linczowaniu tego nauczyciela w mediach społecznościowych, są w pewien sposób odpowiedzialni za to, co się stało - powiedział Gabriel Attal, rzecznik rządu. Francja zdecydowała też o zamknięciu na sześć miesięcy Wielkiego Meczetu w Pantin, największej muzułmańskiej świątyni we Francji. Rozporządzenie wprowadzono w ramach kampanii skierowanej przeciwko osobom podejrzanym o podżeganie do przemocy. Przed atakiem na Samuela Paty’ego na facebookowej stronie Wielkiego Meczetu został udostępniony filmik, który przyczynił się do eskalacji nienawiści pod adresem nauczyciela. Władze zapowiadają dalsze działania przeciw tym, którzy szerzą nienawiść i głoszą oparte na fundamentalizmie kazania. Dotyczy to także liderów religijnych. Do brutalnego zabójstwa w Conflans-Sainte-Honorine doszło dwa tygodnie po głośnym przemówieniu Emmanuela Macrona, które obecnie wybrzmiewa w zupełnie innym kontekście niż na początku października. Macron wtedy zdecydowanie podkreślił wagę laickości dla tradycji i rozwoju Francji. Długo przygotowywane wystąpienie dotknęło kwestii, z którą kolejne rządy praktycznie od czasów powojennych nie potrafią sobie poradzić. Mowa o braku integracji w społeczeństwie i wielowymiarowej przepaści między białymi Francuzami z europejskimi korzeniami a Francuzami o innym niż biały kolorze skóry, zwykle muzułmanami, często imigrantami i ich potomkami. Dochodzi do tego rosnący radykalizm, z którym władze również sobie nie radzą. - Sekularyzm jest podstawową wartością zjednoczonej Francji - mówił Macron. - Naszym wyzwaniem jest walka z tymi, którzy w imię religii zbaczają z obranej przez nasz kraj ścieżki rozwoju, i jednocześnie chronienie tych, którzy wierzą w islam i są pełnoprawnymi obywatelami republiki - stwierdził. Prezydent dodał, że na całym świecie obserwujemy poważny kryzys, który trawi islam. Radykalny islam nazwał zarówno ideologią, jak i projektem, który ma na celu indoktrynację dzieci, podważenie francuskich wartości - zwłaszcza równości płci - i stworzenie kontrspołeczeństwa. Owo kontrspołeczeństwo położyło zdaniem Macrona podwaliny pod rozwój terroryzmu inspirowanego religią muzułmańską. Prezydent przyznał, że Francja również ponosi odpowiedzialność za rozwój radykalnego islamu: - Sami zbudowaliśmy własny separatyzm. Władze zbyt długo gromadziły imigranckie głównie społeczności w ubogich dzielnicach, z niewystarczającym dostępem do rynku pracy i transportu publicznego, co doprowadziło do "gettoizacji naszej republiki". Do tego dochodzi przemoc policji, w nieproporcjonalnie większy sposób dotykająca niebiałych Francuzów, zwłaszcza pochodzących z Maghrebu. Macron powtórzył też, że Francja "to kraj o kolonialnej przeszłości i trauma związana z tym okresem jest nadal żywa". Lata zaniedbań i pozostawienie pewnych grup społecznych samym sobie wytyka francuski prawnik pochodzenia algierskiego Chems-Eddine Hafiz w artykule dla "Le Monde". "Po dłuższym czasie bycia ignorowanymi niektóre populacje stają się autonomiczne, przestają czuć się związane z prawami republiki. Ustalają swoje reguły i zasady, których przestrzegają. Ciężko stawić czoła tak skomplikowanemu, wielopoziomowemu wyzwaniu, jeżeli przez dekady było ono i jest zamiatane pod dywan". Echa wystąpienia Macrona Choć bronienie świeckich wartości i otwarte przyznanie, że we Francji funkcjonują de facto dwa społeczeństwa, w tym jedno z głębokim poczuciem niesprawiedliwości, brzmiało jak wyważony pogląd, to zdecydowane komentarze pod adresem islamu sprowadziły na prezydenta falę krytyki, przede wszystkim ze strony muzułmańskich aktywistów, choć wielu z nich (jak zwykle) potępiło ostatnie ataki. - Wykorzystywanie islamu i mniejszościowych społeczności muzułmańskich w celu pozyskania nowych sympatyków oraz promowanie wojny kulturowej z mniejszościami w środku pandemii koronawirusa świadczy bardzo wymownie o tych, którzy promują takie podziały - skomentował całą sytuację Miqdaad Versi, dyrektor do spraw monitorowania mediów w Muslim Council of Britain. Na Macronie suchej nitki nie zostawił Yasser Louati, muzułmanin i aktywista francuski. "Niegdyś represje wobec muzułmanów były zagrożeniem, teraz są już obietnicą. W godzinnym przemówieniu Macron pogrzebał sekularyzm, ośmielił skrajną prawicę i inne antymuzułmańskie środowiska i zagroził życiu muzułmańskich uczniów, wzywając do drastycznych ograniczeń w nauczaniu domowym pomimo globalnej pandemii" - napisał na Twitterze. Nagiv Azergui, założyciel Związku Francuskich Muzułmańskich Demokratów (Union des Démocrates Musulmans Français, UDMF), uważa, że za proponowaną ustawą kryje się przyzwolenie na stygmatyzację. Stu znanych francuskich muzułmanów wystosowało list otwarty, w którym wzywają rząd do zaprzestania stygmatyzacji wyznawców islamu, zwłaszcza kobiet i muzułmanów z klasy robotniczej. "Żądamy zaprzestania stygmatyzacji muzułmańskich kobiet, których ubiór stał się przedmiotem narodowej debaty, bez względu na to, czy noszą chustę, czy nie. Czas przestać krytykować tych, którzy nie pozostają obojętni wobec rasistowskich przemówień dominujących medialny przekaz" - napisali. Jednak są też muzułmanie, którzy jasno wyrażają poparcie dla działań Macrona, zdając sobie sprawę, że szalejący radykalizm i powtarzające się ataki odbijają się na nich samych i na ich pozycji społecznej. Należy do nich Hassen Chalghoumi, imam z Drancy pod Paryżem. - Ideologia chcąca odseparować muzułmanów od reszty społeczeństwa istnieje - mówił w wywiadach dla francuskiej prasy. Chalghoumi potrzebuje ochrony, ponieważ religijni radykałowie wielokrotnie grozili mu śmiercią. Jego zdaniem republika musi działać, aby poradzić sobie z fundamentalistami, którzy próbują swoją narrację narzucić w szkołach i wpływać zwłaszcza na młodych ludzi. W podobnym tonie wypowiada się Hakim El Karoui, autor analiz o roli islamu we Francji. Uważa on, że przemówienie Macrona było skierowane przeciw radykałom, ale wspierało muzułmanów. Wyczekiwana ustawa Pretekstem do wygłoszenia przemówienia, oprócz oczywiście ataku nożownika w Paryżu, jest przede wszystkim projekt ustawy przeciwko separatystycznym groźbom, który ma zostać przedstawiony pod koniec tego roku. W obecnych okolicznościach zdecydowanie zyskuje on na znaczeniu. To rozszerzenie ustawy z 1905 r. o rozdziale Kościoła od państwa. Urzędnicy zapewniają, że termin ten obejmuje także grupy rasistowskie i gloryfikujące np. tzw. białą rasę. Jednak wielu obserwatorów uważa, że projekt jest wyraźnie skoncentrowany na monitorowaniu islamskiego ekstremizmu. Z sondażu przeprowadzonego przez instytut Odoxa-Dentsu wynika, że ponad trzy czwarte respondentów popiera proponowane ustawodawstwo. Jednak prawie sześciomilionowa społeczność muzułmańskich Francuzów (największa populacja muzułmanów w Europie) obawia się, że retoryka Macrona jeszcze bardziej zantagonizuje społeczeństwo i napędzi już i tak mocno rozwinięte nastroje antymuzułmańskie. Obecne działania rządu to lawirowanie między inkluzywnością a bezpieczeństwem i próba pogodzenia często sprzecznych oczekiwań. Macron podkreśla, że przygotowywana ustawa ma na celu utrzymanie świeckości państwa i pozostawienie religii i symboli religijnych poza sektorem publicznym oraz szkolnictwem. Od ustawy oczekuje się też, że ukróci proceder zagranicznego finansowania meczetów i prywatnych szkół religijnych, a także zablokuje ściąganie imamów z zagranicy, ponieważ często są oni powiązani z radykalnymi grupami, takimi jak Bracia Muzułmanie czy salafici. Imamowie mają być kształceni we Francji, tak by "nauczyli się języka i praw republiki". Zwiększyć ma się nadzór nad szkołami językowymi, gdzie wykładany jest turecki lub arabski, stowarzyszeniami i osobami podejrzanymi o szerzenie radykalizmu i separatyzmu religijnego. Mają być wyciągane konsekwencje wobec tych, których zachowania wskazują na dyskryminację płciową, np. wymagają oni od kobiet przed ślubem świadectwa dziewictwa. W planach jest też wprowadzenie obowiązku szkolnego od trzeciego roku życia i zakaz nauczania w domu (co w obliczu pandemii nie brzmi przekonująco), tak aby zapobiec powstawaniu nieformalnych szkółek, gdzie dzieciom przekazywane są radykalne poglądy. Dodatkowo polityczka z partii Macrona Laetitia Avia pracuje nad ustawą o mowie nienawiści, a konserwatywny polityk Christian Jacob zapowiedział, że przedstawi propozycję regulacji treści mediów społecznościowych i anonimowości w internecie, co ma pomóc w walce z terroryzmem. Poparcie dla skrętu w prawo Niektórzy komentatorzy zarzucają Macronowi, że chwyta się najprostszego triku populistów i zaczyna straszyć islamem, zamiast jasno oddzielać radykalizm od religii lub skupić się chociażby na walce z rosnącymi w siłę skrajnie prawicowymi ruchami alt-right. Może to być też sposób na zatrzymanie spadku poparcia na półmetku prezydentury i zaskarbienie sobie sympatii wyborców mocno konserwatywnych, którzy teraz znajdują reprezentację polityczną np. w osobie Marine Le Pen. Le Pen nigdy nie kryła się ze swoją antymuzułmańską retoryką, a w obliczu kolejnych morderstw rację mogą jej przyznawać także osoby spoza twardego elektoratu. W reakcji na komentarze Macrona o tym, że ekstremiści nigdy nie wygrają, Marine Le Pen napisała na Twitterze: "Już tu są - także w naszych szkołach!". Prezydent wyraźnie czuje, że musi ostrzej zareagować na problem islamskiego terroryzmu. Widać to w jego ostatnich decyzjach. Macron stopniowo odchodzi od liberalnej retoryki, jaką głosił, kiedy wprowadzał się do Pałacu Elizejskiego. We wrześniu przedstawił plan zaostrzenia polityki migracyjnej, tłumacząc, że przyszedł czas, aby ściślej stosować przepisy azylowe. O "skręcie w prawo" mogą też świadczyć zmiany w gabinecie Macrona. Kluczowe stanowisko w resorcie spraw wewnętrznych przypadło Géraldowi Darmaninowi, mocno konserwatywnemu politykowi (notabene oskarżonemu o gwałt), niegdyś protegowanemu byłego prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego. Jako szef MSW Darmanin ma pod kontrolą m.in. policję. W publicznych wypowiedziach opisuje Francję jako przechodzącą fazę zdziczenia (ensauvagement), wprost używając retoryki skrajnej prawicy. Z drugiej strony w jednym z ostatnich wywiadów podkreślił, że "nie ma sprzeczności między byciem muzułmaninem a byciem francuskim obywatelem". W obliczu kolejnych brutalnych ataków głosy te zdają się jednak słabnąć. W ostatnich tygodniach widać silną motywację Francuzów, aby odkurzyć i wzmocnić nieco zapomniany koncept laickości. Regionalny magazyn "Le Telegramme" napisał, że atak na nauczyciela "jest gorzkim przypomnieniem tego, w jak dużym stopniu francuski model edukacji i oddzielenia Kościoła od państwa są zagrożone". Przemówienie Macrona i zapowiadane zmiany legislacyjne wychodzą naprzeciw coraz głośniejszym i silniejszym naciskom społecznym na rząd, aby w sposób zdecydowany przeciwstawić się fundamentalistom i bronić wolności słowa. Macron wiedział, że stawka jest wysoka, a dobór słów niezwykle ważny, żeby jeszcze bardziej nie zaognić sytuacji. Często publicznie pokazywał, jak szuka odpowiedniego języka, żeby mówić o radykalizmie religijnym bez oskarżeń o ksenofobię. Przemówienie było zaplanowane już od jakiegoś czasu, ale kilkakrotnie je przekładano. Właśnie z uwagi na wielką presję i próbę zapanowania nad reakcjami, które miały się pojawić po przemowie. Jego agendę zdecydowanie wzmocniły ostatnie tragiczne ataki. Z jednej strony, wystąpienie Macrona może być katalizatorem dalszego rozłamu społecznego, z drugiej - tylko zdecydowane wskazanie problemu i tłumienie radykalizmów w zarodku, np. w szkole, może się okazać skuteczne i przywrócić jakiś rodzaj bezpieczeństwa w targanej przemocą Francji. Katarzyna Mierzejewska