Do gigantycznego wybuchu w fabryce chemicznej w Tuluzie doszło 21 września 2001 roku. Eksplozja spowodowała 31 ofiar śmiertelnych, ponad 2 tysiące ludzi zostało rannych. Do tej pory nie wyjaśniono jednoznacznie, czy był to tragiczny wypadek czy wynik zaniedbań kierownictwa zakładu albo świadomego działania innych osób. W mediach sugerowano długo, że był to zamach, zwłaszcza że eksplozja zdarzyła się w 10 dni po ataku terrorystów na World Trade Center w Nowym Jorku. Po 8 latach dochodzenia i czterech miesiącach procesu sąd w Tuluzie uniewinnił wszystkich oskarżonych: byłego dyrektora fabryki Serge'a Biechlina i jej właściciela - przedsiębiorstwo Grande Paroisse. W uzasadnieniu wskazano, że nie sposób "z całą pewnością dowieść", że eksplozja była wynikiem zaniedbania - czyli nieprawidłowego, niebezpiecznego przechowywania wybuchowych substancji. Sędziowie zauważyli jednak przy tym "błędy organizacyjne" w funkcjonowaniu fabryki. Wcześniej prokuratura domagała się kary 3 lat więzienia w zawieszeniu i 45 tysięcy euro grzywny dla Biechlina oraz 225 tysięcy euro grzywny dla właściciela firmy Grande Paroisse, filii koncernu naftowego Total. Po ogłoszeniu wyroku uczestniczące w rozprawie rodziny ofiar katastrofy w Tuluzie nie kryły oburzenia uniewinnieniem oskarżonych. Niektórzy płakali, inni głośno krzyczeli: "To hańba!". Część byłych pracowników fabryki, bliskich jej dyrekcji, przyjęła zaś werdykt brawami. Według sądowych ekspertów, bezpośrednią przyczyną wybuchu było przypadkowe zmieszanie substancji zawierającej chlor z silnie wybuchowym azotanem amonu, produkowanym w zakładzie. Koncern Total wypłacił do tej pory ponad 2 miliardy euro odszkodowań osobom, które doznały szkód materialnych w wyniku wybuchu. Siła eksplozji była tak duża, że nie tylko wyleciała w powietrze fabryka, ale też zniszczeniu uległo wiele domów i samochodów w jej pobliżu.