Podejrzanych wypuszczono, bo - jak przyznaje policja - mimo serii przesłuchań i rewizji nie odkryto najmniejszego nawet dowodu, iż chodziło o członków tajemniczego ugrupowania "Bojownicy Komórki 34". Głównym podejrzanym był dawny żołnierz Legii Cudzoziemskiej, w którego barze zbierali się m.in. skrajnie lewicowi aktywiści. Specjaliści z brygady antyterrorystycznej twierdzili, że teksty pogróżek, jakie otrzymywał choćby prezydent, przypominały stylem listy, które dawny żołnierz wysyłał do... swojej byłej żony. Zdaniem wielu komentatorów, to trochę za mało, by organizować - jak to się stało kilka dni temu - antyterrorystyczną obławę z udziałem kilkuset funkcjonariuszy. Śledztwo w sprawie "Bojowników Komórki 34" trwa już prawie dwa lata i - jak podkreślają dziennikarze - właśnie wróciło do punktu wyjścia.