Wybuch w zakładach AZF "był prawdopodobnie przypadkowy" - tak brzmią pierwsze ustalenia miejscowej policji co do charakteru i przyczyn eksplozji. Według Huberta Fourniera, prefekta departamentu Górna Garonna, gdzie leży Tuluza, nie ma "żadnych śladów skażenia" środowiska w wyniku eksplozji. Nad miastem unosi się teraz żólta chmura, prawdopodobnie toksycznego gazu i mieszkańcom zalecono pozostanie w domach. Ewakuowano ludzi z budynków i szkół w pobliżu rafinerii, zamknięto metro, nie działają w rejonie telefony. Wybuch, który było słychać w całym mieście, zmiótł dwa górujące nad fabryką kominy i zniszczył dwa 100-metrowej długości budynki zakładów, w mieście wyleciały z okien setki szyb. Eksplozja miała miejsce w fabryce produkującej paliwo rakietowe dla Arianespace, agencji handlowej podległej Europejskiej Agencji Kosmicznej. W momencie wybuchu policja i straż pożarna otrzymały wiele informacji o eksplozjach w wielu miejscach w Tuluzie, jednak policja twierdzi, że była to jedynie fala uderzeniowa po eksplozji. Zniszczone zostały też zaparkowane samochody. Metro zostało zamknięte. Świadkowie mówią, że duży obłok żółto-szarych gazów trujących zmierza w stronę centrum Tuluzy. Merostwo tego miasta apeluje do mieszkańców o pozostanie w domach i szczelne zamknięcie okien. Ekipy ratunkowe rozdają ludziom maski przeciwgazowe, by chronić ich przed ewentualnymi trującymi gazami. Niektórzy mieszkańcy twierdzą, że słyszeli kilka wybuchów w różnych częściach Tuluzy. O innych eksplozjach w centrum miasta, które spowodowały głównie straty materialne, poinformowało też lokalne radio. Jeden ze świadków opowiadał nawet, że widział samolot lecący w stronę fabryki materiałów wybuchowych. Policja traktuje te wszystkie opowieści z bardzo dużym dystansem, bo od czasu zamachów terrorystycznych w Stanach Zjednoczonych wielu Francuzów jest bardzo nerwowych. Funkcjonariusze sugerują czasami, że niektórzy tak się boją terrorystów, iż słyszą i widzą rzeczy, które niekoniecznie mają miejsce w rzeczywistości.