Według przedwyborczych sondaży i prognoz partia prezydenta Emmanuela Macrona i jej sojusznik z ugrupowania centrystów zdobędą nawet ponad czterysta mandatów w Zgromadzeniu Narodowym - niższej izbie parlamentu francuskiego, w której zasiada 577 deputowanych. Emmanuel Macron miałby wówczas absolutną większość umożliwiającą mu realizację wcześniej zapowiadanych reform, choć wcale nie ma masowego poparcia. Pozwala na to większościowa ordynacja wyborcza, która jest krytykowana przez niektórych ekspertów. Partia Emmanuela Macrona, która uzyskała 32 procent głosów w pierwszej turze wyborów, może liczyć na ponad 70 procent miejsc w Zgromadzeniu Narodowym. Z kolei Front Narodowy, który zdobył ponad 13 procent poparcia - tylko na jeden procent miejsc. Pozwala na to system wyborczy V-tej Republiki, który został tak pomyślany, by umożliwić prezydentowi stabilną parlamentarną większość. Przy obecnych dysproporcjach budzi jednak kontrowersje. "Aktualny system wyborczy sprawia, że przy podziale miejsc w parlamencie zwiększa się w sposób kolosalny przepaść między partiami w porównaniu z ich realnym wynikiem podczas wyborów" - mówi w rozmowie z Polskim Radiem francuski politolog Thomas Guenole. Jego zdaniem obecny system jest niedemokratyczny. "W momencie gdy nasze Zgromadzenie Narodowe przestaje być reprezentatywne, nasza demokracja parlamentarna staje się parodią, demokracją operetkową" - dodaje Guenole. Prezydent Emmanuel Macron zapowiedział, że wprowadzi elementy systemu proporcjonalnego. Czterech deputowanych wybrano już w pierwszej turze, tydzień temu, pozostały zatem 573 miejsca, o które ubiega 1147 kandydatów. Prognozy przewidują schyłek socjalistów, mierne wyniki Frontu Narodowego i kłopoty Republikanów, z których część z sympatią patrzy w stronę nowego prezydenta i jego partii.