Ponad 10 tysięcy zwolenników lidera francuskich nacjonalistów Jean-Marie Le Pena przemaszerowało dzisiaj ulicami Paryża. Narodowcy, których lider zmierzy się w niedzielę w drugiej turze wyborów prezydenckich z Jacquesem Chirakiem, uczcili w ten sposób wczorajsze święto Joanny D'Arc, która 30 kwietnia 1429 roku triumfalnie wkroczyła do obleganego przez Anglików Orleanu. - Le Pena jako kandydata nie lubią, ale jest on naszą jedyną szansą na zatrzymanie przestępczości i zmuszenie, by ludzie respektowali nasze prawa - powiedział uczestniczący w marszu 58-letni emerytowany policjant Maurice Dumontot, który samego Le Pena określił mianem "Joanny D'Arc naszych czasów". Francuzi zapowiadają dzisiaj liczny udział w symbolicznym marszu na Bastylię, który poza ożywieniem ideałów równości i braterstwa ma zademonstrować solidarny sprzeciw wobec prezydenckich ambicji Jean-Marie Le Pena. Policja mobilizuje wszystkie siły, aby zapobiec powtórce fali przemocy, jaka towarzyszyła w latach ubiegłych przemarszom i wiecom organizowanym przez zwolenników populistycznego polityka. Obserwatorzy oczekują, że fenomen Le Pena zostanie tym razem zmarginalizowany i zarazem pomniejszony do właściwych rozmiarów dzięki wielobarwnej koalicji sił politycznych, która zawiązuje się we Francji w celu pokonania lidera narodowców. W Paryżu ponad 3.000 dodatkowych funkcjonariuszy będzie dzisiaj pilnowało porządku podczas demonstracji, która ma być największa od 21 kwietnia, czyli od nieoczekiwanego sukcesu Le Pena w pierwszej turze wyborów. Marsze zapowiadają zarówno zwolennicy i przeciwnicy Le Pena, zaś związki zawodowe organizują tradycyjne demonstracje 1-majowe. Prezydent Jacques Chirac, wzywając do głosowania przeciw Le Penowi, ostrzegł przed przemocą podczas dzisiejszych demonstracji, prosząc ich uczestników o "szczególną odpowiedzialność". Od początku protestów, większość demonstracji miało raczej spokojny przebieg, chociaż po ogłoszeniu wyników pierwszej rundy w Paryżu rozbijano wystawy sklepowe. Ambasada USA ostrzega przed politycznymi protestami Amerykańska ambasada we Francji ostrzegła wczoraj obywateli USA, by trzymali się z dala od demonstracji przeciw nacjonalistycznemu kandydatowi na prezydenta Francji Jean-Marie Le Penowi, gdyż mogą się one zakończyć zamieszkami. W wydanym wczoraj ostrzeżeniu ambasada szczególnie uczuliła przebywających we Francji Amerykanów na to, by uważali 1 maja, kiedy oczekuję się około 100-tysięcznej manifestacji i w niedzielę, kiedy będzie się odbywać druga tura wyborów prezydenckich. Oświadczenie radzi Amerykanom w Paryżu i innych dużych miastach, żeby "unikali, jeśli to możliwe, tras demonstracji, pamiętając, że przy okazji poprzednich doszło do sporadycznych przypadków przemocy".