Zarzuty przedstawione policjantom obejmują "umyślne stosowanie przemocy przez depozytariuszy władzy publicznej" i "składanie fałszywych zeznań" - poinformował w niedzielę prokurator Remy Heitz. Chodzi o trzech policjantów, którzy podjęli brutalną interwencję w studiu nagrań Loopsider w 17. dzielnicy Paryża. Sprawa czwartego policjanta, podejrzewanego o wrzucenie do pomieszczeń studia granatu z gazem łzawiącym, gdzie Zecler schronił się przed funkcjonariuszami, była traktowana oddzielnie. O postawieniu zarzutów temu policjantowi poinformowano w niedzielę. Prokuratura domagała się zatrzymania trójki policjantów stosujących przemoc i wzięcia pod nadzór prokuratorski czwartego funkcjonariusza. Sąd przychylił się do umieszczenia w areszcie tylko dwóch policjantów, w tym dowódcy patrolu. "Dwaj pozostali są objęci kontrolą wymiaru sprawiedliwości" - pisze AFP. Zobacz też: Macron jest "bardziej niż zszokowany" "Umieszczenie w areszcie dwóch najbardziej agresywnych funkcjonariuszy, którzy ciężko pobili muzyka pałkami policyjnymi, pozwoli uniknąć uzgadniania przez nich wspólnej wersji wydarzeń, przyczyni się też do osłabienia presji, jaką mogliby wywierać na świadków ci funkcjonariusze" - argumentował Heitz. Brutalna interwencja policji Decyzja sądu o postawieniu zarzutów policjantom i o aresztowaniu dwójki z nich została wydana nad ranem w poniedziałek. Adwokaci policjantów Anne-Laure Compoint i Jean-Christophe Ramadier odmówili komentarza w sprawie - pisze AFP. Z kolei adwokatka Zeclera, Hafida El Ali, oświadczyła, że jest "w pełni usatysfakcjonowana wnioskiem prokuratury" o aresztowanie policjantów. Zadowolenia nie kryła też minister kultury Roselyne Bachelot. "Musimy być absolutnie zdeterminowani, by nie dopuścić do przemocy, skądkolwiek by ona nie płynęła" - oświadczyła w wypowiedzi dla stacji telewizyjnej France 2. Sprawa brutalnej interwencji policji wobec Zeclera i dziewięciu innych osób znajdujących się w studiu Loopsider od kilku dni elektryzuje francuską opinię publiczną - pisze AFP. Incydent wpisuje się w debatę na temat projektu nowej ustawy o bezpieczeństwie publicznym, która wywołuje protesty społeczne. 130 tys. osób wzięło udział w sobotnich demonstracjach W sobotę w Francji odbyły się demonstracje, podczas których manifestowano niechęć wobec zmian w prawie, zezwalających na zaostrzenie środków bezpieczeństwa i przewidujących kary za rozpowszechnianie wizerunku twarzy lub jakikolwiek innego elementu pozwalającego na identyfikację policjantów podczas dokonywanych przez nich interwencji. W demonstracjach udział wzięło ok. 130 tys. osób - oceniła policja; organizatorzy oszacowali, że na ulice wyszło pół miliona osób. Doszło do starć, według francuskiego MSW blisko 98 policjantów i żandarmów odniosło rany. Zatrzymano i przesłuchano 81 najbardziej agresywnych uczestników zamieszek. W sprawę Zeclera zaangażowali się politycy - prezydent Emmanuel Macron osobiście zadzwonił do muzyka, by wyrazić swe ubolewanie i solidarność z nim po tym, jak w czwartek w mediach społecznościowych pojawił się krótki film pokazujący działania funkcjonariuszy wobec producenta. Macron oświadczył, że "wstydzi się zachowania funkcjonariuszy". Minister zapowiedział usunięcie funkcjonariuszy ze służby Minister spraw wewnętrznych Gerald Darmanin zapowiedział usunięcie ze służby funkcjonariuszy, którzy "splamili policyjny mundur", jeśli sąd udowodni ich winę. Prokurator wyjaśnił, że trójka oskarżonych policjantów przyznała, iż "ciosy, jakie zadała Zeclerowi i dziewięciu osobom przebywającym w studiu nagrań, były nieuzasadnione". Policjanci tłumaczyli, że ich działania "wynikały ze strachu i paniki, jaka nimi owładnęła, gdy znaleźli się w studiu Michela Zeclera", otoczeni przez jego współpracowników. Stanowczo odrzucili jednak oskarżenia muzyka, że kierowali pod jego adresem rasistowskiego okrzyki - zaznaczył prokurator. Zecler podał do wiadomości publicznej, że bijący go policjanci nazywali go "brudnym czarnuchem". Również jeden z młodych pracowników studia zeznał, że usłyszał takie słowa pod swoim adresem. Prokurator przypomniał, że zgodnie z protokołem sporządzonym podczas pierwszego przesłuchania policjantów funkcjonariusze postanowili wylegitymować Zeclera, "ponieważ nie nosił maseczki", a także z powodu "intensywnego zapachu konopi indyjskich, jaki było od niego czuć". "Podczas późniejszej rewizji znaleziono jednak tylko 0,5 grama marihuany w jego torbie" - pisze AFP. Do pobicia czarnoskórego producenta muzycznego doszło przed tygodniem, w sobotę. Michel Zecler, który wieczorem szedł ulicą bez maski, widząc radiowóz, wycofał się do swego studia muzycznego, znajdującego się w pobliżu, by uniknąć mandatu. Policjanci weszli za nim do budynku, gdzie pobili zarówno Zeclera, jak i jego kolegów. Zajście zostało zarejestrowane przez kamery monitoringu, a zdjęcia z nagrania zostały opublikowane w mediach społecznościowych i trafiły na pierwsze strony gazet. Zamieszczony w czwartek w internecie film pokazuje Zeclera, który jest bity przez policjantów we foyer studia muzycznego. Drugie wideo, ujawnione w piątek, pokazuje producenta bitego na zewnątrz budynku, na oczach innych policjantów, którzy przybyli jako posiłki i nie powstrzymali swych kolegów przed stosowaniem brutalnej przemocy.