Żadne dane szacunkowe dotyczące wyników głosowania nie mogą zostać opublikowane do godz. 20 w niedzielę, kiedy to wybory się zakończą. Nad zachowaniem ciszy czuwa szacowna Komisja ds. Sondaży, która powoływana jest przez radę ministrów spośród członków Sądu Kasacyjnego, Rady Stanu i Trybunału Obrachunkowego. Rada przygotowała zestaw instrukcji, mających zapobiec "wyciekaniu" wyników sondaży i szacunkowych ocen do wszelkich mediów. Zgodnie z tą dyrektywą paryski sąd oraz policja mają błyskawicznie reagować w każdym przypadku naruszenia ciszy wyborczej. W tegorocznych wyborach upilnować trzeba będzie nie tylko tradycyjne media i firmy sondażowe, ale też wszelkie takie kanały komunikacji jak Facebook, Twitter i rozliczne portale internetowe - przypomina agencja AFP. Nikt nie może jednak przeszkodzić użytkownikom sieci w śledzeniu sondaży lub wstępnych wyników, o których informować będą media zagraniczne, choćby francuskojęzyczne stacje z sąsiedniej Belgii, gdzie wybory śledzone są z ogromnym zainteresowaniem. Niemniej za rozpowszechnianie w jakikolwiek sposób "przecieków" Francuzom grozi grzywna wysokości 75 tys. euro, a w przypadku firm kara może wynieść aż 375 tys. euro. Internauci wydają się równie zdeterminowani jak Rada ds. Sondaży i szukają wszelkich środków, by ominąć jej zakazy. Wybrane już zostały "kody", które mają bezkarnie pomóc zidentyfikować poszczególnych kandydatów: "Holandia" to pseudonim faworyta wyborów, socjalisty Francois Hollande'a, "Węgry" oznaczają prezydenta Nicolas Sarkozy'ego, którego ojciec urodził się na Węgrzech, a "dojrzały pomidor" to trybun radykalnej lewicy Jean-Luc Melenchon. Zasada zachowywania ciszy przed końcem głosowania obowiązuje od 1977 roku i - jak przypomina AFP - była przeważnie respektowana, choć wstępne wyniki krążyły wśród polityków, wysokich urzędników i dziennikarzy, którzy jednak nie ujawniali ich przed końcem głosowania. Przed niedzielnymi wyborami radio, telewizja i poważne tytuły prasowe zadeklarowały, że zastosują się do wymogów Rady ds. Sondaży, jednak dziennik "Liberation" postanowił wyłamać się z tego frontu i zapowiedział, że "rezerwuje sobie prawo" do opublikowania na swych stronach internetowych szacunkowych danych na temat głosowania po godz. 18.30 "jeżeli różnica (między kandydatami) będzie wyraźna, a źródła wiarygodne". Ciszy wyborczej będą również przestrzegać firmy sondażowe, które zobowiązały się, że nie przekażą rezultatów badań mediom, w tym zagranicznym, które poinformowały, że nie będą respektować francuskiego prawa. W ostatnich latach, po zamknięciu lokali wyborczych o godz. 18. (w dużych miastach głosować można do 20.), zagraniczne media publikowały prognozy wyborcze w oparciu o częściowo przeliczone głosy oddane na prowincji. W 2007 roku belgijscy i szwajcarscy dziennikarze udostępnili takie dane na francuskojęzycznych stronach internetowych. Rada ds. Sondaży zapowiedziała więc tym razem, że pozwie każde francuskie i zagraniczne media, które złamią jej zakazy. Według czwartkowych sondaży CSA w pierwszej turze wyborów prezydenckich we Francji na Hollande'a zamierza głosować 28 proc. wyborców, a 25 proc. na ustępującego prezydenta.