"Każdy pies, jeden głos" - tak włoska prasa komentuje przemianę byłego szefa rządu, który zepchnięty na margines polityki po wykluczeniu z Senatu jako osoba skazana za oszustwa podatkowe i skompromitowana skandalami obyczajowymi, zmuszony został do poszukiwania nowych zwolenników. Od wielu miesięcy Berlusconiemu towarzyszy niemal bez przerwy Dudu, biały pudel-miniaturka jego narzeczonej Franceski Pascale. Pies, z którym 77-letni polityk często się fotografuje, ma nawet swój profil na portalu społecznościowym i liczne grono miłośników. To właśnie Dudu sprawił, że Berlusconi jako lider przeżywającej wewnętrzny kryzys partii, mającej niskie notowania w sondażach, postanowił zagrać w kampanii wyborczej kartą miłośnika psów. Swe apele i polityczne deklaracje kieruje do właścicieli i wielbicieli czworonogów. Tak bardzo zaangażował się w ten nowy wymiar politycznej działalności, że prasa zaczęła ironicznie sugerować, by nazwę swego ugrupowania zamienił na Forza Dudu. Silvio Berlusconi przekonany jest - jak zauważyli komentatorzy - że psy, a także koty pomogą jego ugrupowaniu w europejskich wyborach. W miniony weekend psy znów znalazły się w centrum jego wyborczych przemówień. Wszystkim klubom swoich sympatyków w całych Włoszech, noszącym jego imię, Silvio Berlusconi wyznaczył wyborcze zadanie. Przypominając o tym, że we włoskich schroniskach znajduje się 150 tysięcy porzuconych czworonogów zaapelował do swych zwolenników, by zaopiekowali się nimi. Przy okazji, odnotowały media, były premier zacytował słowa błogosławionej Matki Teresy z Kalkuty o tym, że "trzeba kochać zwierzęta, by być bliżej Boga". Z mieszanymi uczuciami apel Berlusconiego przyjęło włoskie stowarzyszenie obrony zwierząt i środowiska (Aidaa). - Oczywiście - powiedział jego prezes Lorenzo Croce - znalezienie domu dla 150 tysięcy psów byłoby czymś wspaniałym". "Ale to dziwne, że taka propozycja pojawia się na niecałe dwa miesiące przed wyborami - podkreślił Croce.