"Ukraina i Rosja po raz kolejny stoją na progu otwartej wojny" - pisze "FT", komentując kierowane od środy pod adresem Kijowa oskarżenia Moskwy, według której Ukraina planowała przeprowadzenie ataku terrorystycznego na zaanektowanym przez Rosjan w 2014 roku Krymie i stosuje praktykę terroru w celu zdestabilizowania tych terenów. Jak zauważa brytyjski dziennik, "wydaje się, że Rosja wyolbrzymiła wagę incydentu, by mieć pretekst do dalszych gróźb działań militarnych". "Jak na razie nie wydaje się, by Putin naprawdę chciał zaryzykować nowym konfliktem. (...) Mimo impasu panującego w jego relacjach z Zachodem wydaje się, że pewne wydarzenia grają na jego korzyść" - zauważa "FT", przypominając o ociepleniu stosunków Rosji z Turcją, decyzji Brytyjczyków o wyjściu z Unii Europejskiej czy o kandydacie Partii Republikańskiej w wyborach prezydenckich w USA Donaldzie Trumpie, który sugerował m.in., że Rosja powinna móc zachować Krym. "Jednak w obliczu wrześniowych wyborów parlamentarnych (w Rosji) Putin mógł zdecydować, że konieczny jest jakiś wojskowy teatrzyk, by odwrócić uwagę Rosjan od stagnacji gospodarczej i po raz kolejny obsadzić się w roli niezastąpionego obrońcy narodu - ocenia gazeta. - Celem jego działań (...) może być również chęć odwrócenia uwagi od obchodów zaplanowanych na 24 sierpnia, kiedy przypada 25. rocznica proklamowania przez Ukrainę niepodległości". Niepokojącym krokiem "FT" nazywa "wycofanie się Putina z rozmów z przywódcami Niemiec, Francji i Ukrainy, w tzw. formacie normandzkim, w którym w zeszłym roku wypracowano mińskie porozumienia w sprawie wstrzymania walk na wschodzie Ukrainy". W środę rosyjski prezydent ocenił, że w obliczu działań "dywersantów" na Krymie rozmowy czwórki normandzkiej, do których miało dojść w kuluarach wrześniowego szczytu G20 w Chinach, nie mają sensu. Choć "FT" zauważa, że choć zarówno strona rosyjska jak i ukraińska nie wypełniły swoich zobowiązań przewidzianych w mińskich porozumieniach, to "przynajmniej tworzyły one kanał dialogu i doprowadziły do ograniczenia walk w Donbasie". "A wycofanie się przez Putina z rozmów czwórki normandzkiej doprowadziło do pęknięcia w stosunkach dyplomatycznych wokół konfliktu ukraińskiego" - czytamy w artykule redakcyjnym. Manipulacje względem USA i UE? "FT" rozważa, że być może rosyjski przywódca "usiłuje uzyskać ustępstwa (...) w zamian za powrót do stołu negocjacyjnego"; może również "starać się wciągnąć USA, w ostatnich dniach rządów (prezydenta Baracka) Obamy, w bardziej formalne rozmowy na temat Ukrainy, czego od dawna pragnął". Według gazety "Unia Europejska i Stany Zjednoczone powinny być ostrożne wobec takich manipulacji". "FT" ocenia przy tym, że "rosyjski prezydent nie ma obecnie przewagi. Mimo pewnych sygnałów o podziałach w UE, transatlantycka jedność w kwestii sankcji (nałożonych na Rosję) okazała się zaskakująco trwała". Ponadto sojusznicy w NATO "odpowiedzieli na rosyjską agresję, po raz pierwszy umieszczając swoje oddziały w krajach bałtyckich i w Polsce" - czytamy w artykule. "FT" pisze, iż "Zachód zdecydowanie powinien dać jasno do zrozumienia Putinowi, że kolejne kroki militarne na Ukrainie pociągną za sobą zaostrzenie sankcji, co mogłyby z powrotem zepchnąć osłabioną gospodarkę w recesję. Zachód powinien również zaakcentować, że porozumienia mińskie nadal są podstawą rozwiązania konfliktu w Donbasie - i zniesienia nałożonych na Moskwę sankcji". "Sytuacja na Ukrainie jest największym od 1945 roku zagrożeniem dla pokoju w Europie. Dopóki będą trwały prowokacje Putina, zachodni przywódcy muszą być gotowi, by zachować jedność i nie pozostawić żadnej wątpliwości, iż kolejne akty agresji przeciwko (ukraińskiemu) sąsiadowi nie są w jego (Putina) interesie" - konkluduje "FT".