Armia filipińska zaatakowała we wtorek pozycje zajmowane przez terrorystów w centrum Marawi na wyspie Mindanao, na południu Filipin. Ofensywa miała na celu pojmanie Isnilona Hapilona, wiernego Państwu Islamskiemu przywódcy ugrupowania Abu Sajaf. Za jego zatrzymanie Departament Stanu USA wyznaczył nagrodę w wysokości 5 mln dolarów. Terroryści zajęli ratusz, szpital oraz więzienie; po ataku sił rządowych podpalili kilka budynków w celu wywołania chaosu w tym liczącym ok. 190 tys. mieszkańców mieście. Część mieszkańców Marawi opuściła miasto po rozpoczęciu strzelaniny. W mieście nie ma prądu; po ulicach krążą uzbrojeni snajperzy. Rządowe wojska wysłane na pomoc tym w Marawi napotkały opór ze strony rebeliantów na drogach dojazdowych. Władze wzywają mieszkańców wyspy do pozostania w domach. Podczas wymiany ognia na ulicach Marawi zginęło co najmniej trzech, a rannych zostało 12 żołnierzy i policjantów. Powołując się na filipińskie wojsko, agencja AP informuje również o zabitych i rannych wśród rebeliantów. Filipińskie władze od kilkudziesięciu lat walczą z muzułmańskimi rebeliantami na wyspie Mindanao; rozmowy pokojowe doprowadziły do ograniczenia przemocy. Zagrożeniem pozostają wciąż małe, agresywne i radykalne grupy tworzące islamistyczną koalicję, którym przypisuje się m.in. odpowiedzialność za zamach w Davao we wrześniu ubiegłego roku, w którym zginęło 15 osób. W ostatnich miesiącach siły rządowe intensyfikują działania przeciwko rebeliantom. W zeszłym miesiącu w nalocie na górskie siedziby terrorystów zginęło 36 osób. Abu Sajaf złożyło przysięgę wierności Państwu Islamskiemu; znane jest z brutalnych działań, szczególnie wobec cudzoziemców, m.in. zamachów bombowych, wymuszeń i porwań dla okupu. Od lat 70. XX wieku chce przekształcić południe Filipin w islamski kalifat. Przebywający z wizytą w Moskwie prezydent Filipin Rodrigo Duterte wprowadził we wtorek stan wojenny na południu kraju na okres 60 dni. Duterte oznajmił, że w obliczu wydarzeń w kraju zamierza skrócić swój pobyt w Rosji.