Agencja Reutera zauważa, że atak sprzed 10 lat był najpoważniejszym i najbardziej krwawym przypadkiem przemocy na tle politycznym w historii Filipin, a także największym pojedynczym atakiem na przedstawicieli mediów. Sąd orzekł, że najważniejsi członkowie klanu politycznego Ampatuan są winni przygotowania ataku na konwój rywala politycznego w wyborach gubernatora prowincji Maguindanao na wyspie Mindanao na południu Filipin i zabicia 57 osób w 2009 roku. Ośmiu członków klanu Ampatuan jest wśród 28 osób skazanych na dożywocie za rolę, jaką odegrali podczas zasadzki - podaje Reutera. Associated Press informuje, że sąd skazał ich na dożywocie, które na Filipinach wynosi 40 lat, co jest maksymalną karą dozwoloną przez prawo. Skazani mają również wypłacić odszkodowania rodzinom ofiar. Przywódca klanu odpowiedzialnego za masakrę zmarł w więzieniu Piętnastu innych oskarżonych otrzymało również wyroki więzienia za współudział w zabójstwie, a 56, w tym kilku członków klanu, a także funkcjonariuszy policji, zostało uniewinnionych z powodu braku dowodów. Siedem spraw zostało oddalonych, w tym sprawa stojącego na czele klanu Andala Ampatuany, który zmarł w więzieniu w 2015 roku. Ponad 80 z 197 podejrzanych nadal przebywa na wolności, w tym 12 członków rodziny Ampatuana, budząc obawy, że świadkowie i rodziny ofiar mogą nigdy nie być bezpieczne - wskazuje Reuters. Według tej agencji wyrok, od którego skazani, mogą się jeszcze odwołać, jest postrzegany jako częściowe zwycięstwo sprawiedliwości i wyzwanie dla kultury bezkarności w tym kraju Azji Południowo-Wschodniej. Jest również postrzegany jako test, czy instytucje demokratyczne, są w stanie wytrzymać presję bogatych i potężnych grup interesów. Wyrok wywołał aplauz Ogłoszenie wyroku wywołało aplauz na wypełnionej po brzegi publicznością i silnie strzeżonej sali rozpraw - podaje agencja AP. Wśród skazanych na sali rozpraw był Andal Ampatuan Jr., który został oskarżony o kierowanie zbrodnią. Członkowie rodziny Ampatuan rządzili prowincją Maguindanao przez wiele lat, ale ich pozycja została zagrożona przez Esmaela Mangudadatu, członka konkurencyjnego klanu. 23 listopada 2009 roku uzbrojeni napastnicy uprowadzili około 60 osób - głównie członków rodziny kandydata na gubernatora prowincji, będącego przeciwnikiem Ampatuana, a także dziennikarzy - najprawdopodobniej po to, by nie dopuścić do jego zarejestrowania przed wyborami regionalnymi w maju 2010 roku. Później znaleziono ciała 57 osób w masowym grobie. W następstwie masakry ówczesna prezydent Gloria Macapagal-Arroyo wprowadziła w prowincji stan wojenny. Krewni Mangudadatu, w tym jego żona i siostry, wraz z grupą prawników i dziennikarzy jechali zarejestrować jego kandydaturę. Konwój, w którym się poruszali, wpadł w zasadzkę zorganizowaną przez członków rodziny Ampatuan. Wielu podejrzanych pozostaje na wolności Polityczne zabójstwa oraz ataki na dziennikarzy są na Filipinach powszechne, zwłaszcza na prowincji, gdzie walka o władzę często wiąże się z korupcją i brutalną przemocą. W środę organizacja broniąca praw człowieka Human Rights Watch (HRW) wydała oświadczenie, w którym podkreśliła, że 80 podejrzanych w sprawie wciąż nie zostało aresztowanych, co wystawia rodziny ofiar i świadków na poważne niebezpieczeństwo. "Niezależnie od wyroków władze Filipin muszą schwytać kilkudziesięcioro podejrzanych, którzy wciąż pozostają na wolności" - powiedział wicedyrektor HRW na Azję Phil Robertson. W sprawie, która liczyła 238 tomów akt, zeznawało 357 świadków.