- Nasza rewolucja przeciwstawiła się najsilniejszemu imperium na świecie, imperium jankesów (...) To imperium jest barbarzyńskie i wielu jego przywódców jest barbarzyńcami (...) Imperium to jest najbardziej wojownicze - oświadczył z trybuny 84-letni były przywódca kubański. Castro, którego kraj od 48 lat jest objęty amerykańskim embargiem, wygłosił 45-minutowe przemówienie, a następnie improwizował jeszcze przez pół godziny. Wystąpił przed Muzeum Rewolucji w Hawanie, gdzie 28 września 1960 roku ogłosił powstanie Komitetów - "systemu zbiorowej czujności" dla obrony rewolucji. Castro, który pozostaje pierwszym sekretarzem Komunistycznej Partii Kuby, nie wspomniał nic o społeczno-gospodarczych problemach na wyspie, gdzie planuje się zwolnienie do marca 500 tys. z 4,2 mln pracowników budżetówki i wprowadzenie ułatwień dla prywatnych przedsiębiorstw. - Kapitalizm nie ma żadnych zalet moralnych, nie ma żadnej etyki, wszystko jest na sprzedaż. Nie możemy w ten sposób kształtować ludzi i zamieniać ich w egoistów, a w niektórych przypadkach w bandytów - uznał Castro. Według niego jego niedawne wypowiedzi dotyczące porażki modelu kubańskiego zostały źle zinterpretowane przez amerykańskiego dziennikarza, który z nim rozmawiał. Wywiad ten nigdy nie został opublikowany na Kubie. Castro oświadczył też, iż ma nadzieję, że prezydent USA Barack Obama, którego nazwał "małym człowiekiem", powstrzyma się przed atakiem na Iran, by ukarać go za jego program atomowy. To drugie w ciągu mniej niż miesiąca duże wystąpienie ojca rewolucji kubańskiej od czasu, gdy z powodu choroby w lipcu 2006 roku przekazał władzę swojemu bratu Raulowi. Uważane za "oczy i uszy rewolucji" Komitety Obrony zostały utworzone w celu tropienia jej wrogów. Jest to jedna z najważniejszych organizacji na Kubie. Należy do niej około 8 z 11,3 mln mieszkańców wyspy.