W Tajlandii wyborcy oddają jeden głos na konkretnego kandydata w okręgu wyborczym, a drugi na listę partyjną. Szefowa tajlandzkiego rządu wrzuciła karty do głosowania do niewłaściwych urn, co natychmiast zauważyli dziennikarze. Winna pomyłki jest najpewniej jednak członkini komisji wyborczej, która towarzyszyła tajlandzkiej premier. Na razie nie są znane wyniki wyborów, jednak wygra je zapewne rządząca Partia dla Tajów. Opozycyjna Partia Demokratyczna wzywała bowiem do bojkotu wyborów. W Bangkoku wciąż trwają antyrządowe protesty, choć są one znacznie mniej uciążliwe niż się obawiano.