Punktem wyjścia do rozważań o twórczości osób z chorobami psychicznymi była wystawa "Sztuka emocji", zorganizowana w Domu Rzemiosł w Krakowie z okazji czwartej edycji Copernicus Festival. Dużym wyzwaniem okazało się zaklasyfikowanie sztuki osób z zaburzeniami i właściwe nazwanie tego rodzaju twórczości. Przywoływane pojęcia, jak "sztuka Innego", "sztuka psychopatologiczna", "sztuka schizofreniczna", okazały się z jednej strony niepełne, a z drugiej - po prostu stygmatyzujące. Najwłaściwszym - jak wskazywała kurator wystawy prof. Grażyna Borowik-Pieniek - określeniem jest "art brut", czyli sztuka surowa. Pojęcie to wprowadził w 1945 roku Jean Dubuffet uważając, że jako jedyny ma prawo go używać. Do dziś w Lozannie, gdzie trafiła obszerna kolekcja dzieł sztuki zgromadzonych przez Dubuffeta, wydawane są oficjalne certyfikaty na używanie tego pojęcia w odniesieniu do konkretnych dzieł sztuki. Dla prof. Grażyny Borowik-Pieniek, która od lat organizuje wystawy "sztuki surowej" - art brut jest zjawiskiem wyjątkowym - istnieje bez względu na czas i funkcjonuje poza wszelkimi kierunkami, stając się niejednokrotnie inspiracją dla profesjonalnych artystów. W ocenie psychiatry prof. Dominiki Dudek, kierownik Zakładu Zaburzeń Afektywnych Katedry Psychiatrii Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, sztuka staje się dla chorych artystów pomostem do świata osób zdrowych - pozwala wyjść z kręgu izolacji, bo stanowi wspólny język emocji. Związki psychiatrii ze sztuką - jak podkreśliła - są fascynujące. - Sama psychiatria jest fascynująca, bo pyta o zupełnie co innego, niż reszta medycyny. Pyta między innymi o emocje. Niekiedy nie ma pełnej odpowiedzi - dodała. W dyskusji bardzo mocno wybijał się wątek stygmatyzowania artystów chorych. Jeśli jednak przyjmiemy punkt widzenia psychiatry, to w naszym świecie nie ma inności - wszyscy jesteśmy tacy sami, a tylko okresowo przeżywamy różne stany emocjonalne. Sztuka przyciąga ludzi z wyjątkową wrażliwością, tych, o których Antoni Kępiński mówił, że czują więcej i widzą inaczej - staje się dla nich językiem, dzięki któremu - bez względu na swoje ułomności - mogą wyrazić siebie, nie zdając sobie zupełnie sprawy z tego, że po drugiej stronie obrazu jest ktoś, kto patrzy. Być może z taką samą wrażliwością.