Dekret wywołał uliczne protesty i starcia w centrum Kairu i w innych miastach Egiptu. Przeciwnicy prezydenta oskarżają go o autorytaryzm i chęć narzucenia wszystkim obywatelom islamistycznej wizji państwa. Doradcy Mursiego twierdzą natomiast, że celem dekretu jest usprawnienie politycznej transformacji, hamowanej przez przeszkody natury prawnej. "Siedzący" protest i płonące biura Bractwa Plac Tahrir znowu zapełnił się ludźmi. Media donoszą, że zgromadzeni na znak protestu usiedli na placu i domagają się odwołania prezydenckiego dekretu. W kilku miastach oburzeni zachowaniem Mursiego podłożyli ogień pod biura rządzącego Bractwa Muzułmańskiego. Doszło też do starć pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami prezydenta. Są ranni. Opozycja wezwała do "marszu milionów" przeciwko Mursiemu. Wśród polityków, którzy nawołują do obrony rewolucji, są Mohamed El Baradei i Amr Moussa - czołowi działacze partii opozycyjnych wobec Bractwa Muzułmańskiego. USA zaniepokojone sytuacją w Egipcie Stany Zjednoczone są zaniepokojone decyzją prezydenta Egiptu Mohammeda Mursiego. "Decyzje i deklaracje ogłoszone 22 listopada budzą zaniepokojenie wielu Egipcjan i wspólnoty międzynarodowej. Obecnej konstytucyjnej próżni w Egipcie można zaradzić jedynie poprzez przyjęcie konstytucji, przewidującej równoważenie się poszczególnych organów władzy oraz poszanowanie podstawowych wolności, praw jednostki i praworządności, zgodnie z międzynarodowymi zobowiązaniami Egiptu" - głosi oświadczenie wydane przez rzeczniczkę Departamentu Stanu Victorię Nuland. "Wzywamy do spokoju i zachęcamy wszystkie partie do współpracy oraz wzywamy wszystkich Egipcjan do przezwyciężenia ich rozbieżności w tych istotnych kwestiach w sposób pokojowy i poprzez demokratyczny dialog" - dodała Nuland.