Tony Appleton jest co prawda krzykaczem, ale nie z Londynu i z pewnością nie zatrudnia go dwór królewski. Nikt też nie prosił go o ogłoszenie narodzin księcia Jerzego. Była to jego własna inicjatywa. Według starej brytyjskiej tradycji, to londyński krzykacz miejski oficjalnie ogłasza królewskie narodziny. Jednak mężczyzna, który w poniedziałek wykrzyczał tę wiadomość przed szpitalem świętej Marii, nie ma nic wspólnego z brytyjskim dworem. Tony Appleton jest co prawda krzykaczem miejskim, ale w dużo mniejszym mieście - 37-tysięcznym podlondyńskim Romford. Dorabia sobie do emerytury wznosząc toasty na weselach i chrzcinach. Jednak gdy tylko usłyszał w mediach, że księżna Kate urodziła dziecko, natychmiast założył swój reprezentacyjny strój, złapał taksówkę i stawił się przed szpitalem. Przez nikogo nie niepokojony, obwieścił światu długo oczekiwaną wiadomość, spotykając się z entuzjazmem zgromadzonych na miejscu gapiów i wielkim zainteresowaniem dziennikarzy. W rozmowie z "Daily Mail" Tony Appleton przyznał, że nikt nie prosił go o tę usługę, ale jako że jest rojalistą i kocha rodzinę królewską, po prostu nie mógł się powstrzymać. Gazeta nie wyjaśnia, co w tym czasie robił właściwy krzykacz miejski.