To kolejna odsłona trwającego od lat 60. ubiegłego wieku konfliktu w Papui Zachodniej. Papuascy bojownicy i aktywiści domagają się niepodległości dla regionu, który Indonezja anektowała w 1969 roku. Od dziesięcioleci, ze zmienną intensywnością, kontynuowane jest tam jedno z najdłuższych powstań zbrojnych świata. Najnowsze walki w środkowej i wschodniej części regionu wybuchły pod koniec września, gdy bojownicy Armii Wyzwolenia Papui Zachodniej zaatakowali klinikę i szkołę, a później otworzyli ogień do żołnierzy pilnujących lądowiska dla helikopterów. Trwa masowy eksodus. "Wzywamy do zawieszenie broni" Masowy eksodus ludności cywilnej rozpoczął się po śmieci dwuletniego chłopca, zastrzelonego pod koniec października w czasie wymiany ognia między wojskiem a rebeliantami. Inne sześcioletnie dziecko trafiło do szpitala z ranami postrzałowymi - informują aktywiści. O rosnącej liczbie uchodźców informują też duchowni kościołów chrześcijańskich. Cytowany przez agencję AFP ksiądz Dominikus Hodo z katolickiej diecezji w mieście Timika, przekazał, że około 2 tys. papuaskich cywilów schroniło się tam w kościołach i innych kościelnych zabudowaniach. "Wzywamy obie walczące strony do natychmiastowego zawieszenia broni i rozpoczęcie dialogu, który doprowadzi do trwałego pokoju" - powiedział w niedzielę Hodo. Ani siły rządowe, ani papuascy rebelianci nie zamierzają jednak składać broni. "Wojna o wyzwolenie narodu papuaskiego nie ustanie, dopóki Papua nie będzie wolna" - przekazał w poniedziałek rzecznik rebeliantów Sebby Sambom. Przedstawiciel regionalnej policji, Faizal Ramadhani potwierdził masowe ucieczki ludności, podkreślając jednak, że z perspektywy rządowych sił bezpieczeństwa sytuacja poprawia się, bo siły te zyskują przewagę nad bojownikami. Płoną wsie Według Jeffrey’a Bomanaka z cywilnego Ruchu Wyzwolenia Papui (OPM), we wschodniej części regionu spłonęło w ostatnich dniach co najmniej 14 wsi, a ludzie uciekają przed operacjami wojskowymi, do których wykorzystywane są śmigłowce. Setki osób przeszły górskimi ścieżkami przez granicę do Papui-Nowej Gwinei, kolejne dziesiątki rodzin są w drodze - powiedział nowozelandzkiemu radiu publicznemu. Rząd w Dżakarcie anektował bogatą w zasoby Papuę Zachodnią, dawną holenderską kolonię, po kontrowersyjnym referendum w 1969 roku. Odtąd jej mieszkańcy oskarżają siły bezpieczeństwa o rutynowe łamanie praw człowieka, a pochodzące z Jawy elity - o odbieranie im ziemi i rabowanie bogactw naturalnych. Mieszkańcy Papui to ludność o innym pochodzeniu etnicznym niż większość Indonezyjczyków. Około 70 proc. z nich to chrześcijanie, co również różni ich od rządzących azjatyckim krajem muzułmańskich elit. Władze od lat uniemożliwiają dostęp do regionu niezależnym obserwatorom, w tym pracownikom organizacji pomocowych i dziennikarzom, dlatego weryfikacja napływających stamtąd informacji jest niezwykle trudna. W niespokojnym regionie wyrok 7 lat więzienia od 2018 roku odsiaduje polski podróżnik Jakub Skrzypski, skazany za kontakty z miejscowymi separatystami.