"W efekcie katastrofy spowodowanej wybuchem w Bejrucie, który wstrząsnął narodem i zranił nasze serca oraz umysły, z szacunku dla ofiar oraz rannych, zaginionych i tych, którzy utracili domy, z powodu woli narodu nawołującego do zmian, odchodzę z rządu" - napisała. Poza minister informacji ze swoich mandatów zrezygnowało pięciu członków liczącego 128 miejsc libańskiego parlamentu. Fala oburzenia W sobotę (8 sierpnia) tysiące osób wyszły na ulice Bejrutu. Protestowano przeciwko elitom obwinianym za tragiczną eksplozję. Demonstranci starli się z policją i zaczęli okupować budynki ministerstw. W zamieszkach zginął policjant, a ponad 230 osób zostało rannych. W reakcji na sobotnie wydarzenia premier Libanu Hasan Diab zapowiedział w orędziu telewizyjnym, że w poniedziałek złoży wniosek o przedterminowe wybory. Polityk stwierdził, że to jedyne wyjście z kryzysu, w którym znalazł się kraj, a Liban potrzebuje "nowych elit i nowego parlamentu". W stolicy Libanu doszło do niszczycielskiej eksplozji. W jej wyniku zginęły 154 osoby, a około 5 tysięcy osób zostało rannych. W związku z sytuacją libański rząd ogłosił stan wyjątkowy dla miasta Bejrut, który ma obowiązywać przez dwa tygodnie. Eksplozja miała miejsce w składach bejruckiego portu, gdzie od kilku lat przechowywano saletrę amonową, zmagazynowaną tam bez niezbędnych zabezpieczeń. Wybuch był tak silny, że było go słychać na Cyprze oddalonym od Bejrutu o 240 km.