Demonstracja odbyła się przed siedzibą biura śledczego i prokuratury w mieście Burajda w prowincji Al-Kasim, w centralnej części Arabii Saudyjskiej. Jak poinformowano oficjalnie, służby przystąpiły do aresztowań, gdy zawiodły próby przekonania demonstrantów, by zakończyli akcję. Francuska agencja AFP pisze, że w Burajdzie niemal codziennie dochodzi do protestów małych grup kobiet domagających się uwolnienia bliskich podejrzanych o przynależność do skrajnie islamistycznych ruchów, dobrze zakorzenionych w tym regionie kraju. Według CNN ostatnia demonstracja to efekt narastającego niezadowolenia po aresztowaniu kilkudziesięciu kobiet, które w poniedziałek wraz ze swymi dziećmi zebrały się w Burajdzie, aby domagać się uwolnienia krewnych. Demonstranci twierdzą, że ich bliscy są przetrzymywani latami bez oskarżenia, procesów, a nawet dostępu do prawników. Najnowsze aresztowania skrytykowała organizacja broniąca praw człowieka Amnesty International. Rzecznik policji w Burajdzie oskarżył demonstrantów o próbę "instrumentalnego wykorzystania kwestii osobników oskarżonych o przestępstwa i działalność w ramach dewiacyjnych grup, aby wywołać reakcję opinii publicznej" przeciwko władzom. Określeniem "dewiacyjna grupa" władze Arabii Saudyjskiej często posługują się wobec Al-Kaidy. Saudyjskie stowarzyszenie na rzecz praw obywatelskich i politycznych szacuje, że ok. 30 tys. osób jest uwięzionych w tym królestwie w związku z przynależnością do radykalnych grup islamistycznych. W Arabii Saudyjskiej - rządzonej przez dynastię Saudów monarchii absolutnej - nie zezwala się na jakiekolwiek przejawy publicznego niezadowolenia. Komentatorzy twierdzą, że głównie dzięki ogłoszonym w 2011 roku dotacjom i liczonym w miliardach dolarów programom socjalnym kraj uniknął protestów na fali arabskiej wiosny, które doprowadziły do ustąpienia czterech szefów państw regionu.