Jak tłumaczy Hix, popularność eurosceptyków to wynik dwóch trendów. Po pierwsze, w eurowyborach ludzie głosują zazwyczaj przeciw partiom rządzącym, a po drugie, obecne nastroje społeczne kształtują kryzys i protesty przeciwko imigrantom. Jest to widoczne zwłaszcza w krajach starej Unii, głównego kierunku swobodnego przepływu osób.Ekspert przewiduje, że w majowych wyborach radykalna prawica może zdobyć ok. 100 mandatów w 751-osobowym europarlamencie. Dodając do tego konserwatystów i nacjonalistów, tzw. eurosceptycy mogą liczyć na poparcie 27 proc. parlamentu europejskiego. Taki rozkład sił zmusi największe frakcje, Europejską Partię Ludową i Postępowy Sojusz Socjalistów i Demokratów do częstego wspólnego głosowania. Wpłynie także na agendę przyszłego parlamentu. Hix zauważył, że w przyszłym zgromadzeniu nie przeszłyby np. rozwiązania przyjęte do zażegnania kryzysu w strefie euro. Trudniej będzie także o podpisanie umowy UE-USA w jej obecnym kształcie. Zmian należy się spodziewać również w odniesieniu do jednej z wartości Wspólnoty - czyli swobodnego przepływu osób. Nie zostanie ona z pewnością zniesiona, ale bardzo możliwe, że zostaną wprowadzone pewne ograniczenia. Jego zdaniem bogatsze kraje Unii Europejskiej, np. Francja, Holandia czy Szwecja, poprą przepis nakazujący potencjalnym imigrantom udowodnienie, że mają realne szanse na znalezienie pracy lub trzymiesięczny okres przejściowy zanim imigrant nabędzie prawo do zasiłku dla bezrobotnych. Z powodu licznej reprezentacji eurosceptyków europarlament będzie też musiał znacznie więcej energii poświęcić obronie ponadnarodowego charakteru Wspólnoty. Hix przekonuje, że z takim scenariuszem pogodzili się już chadecy i socjaliści. Według niego, partie rządzące wiedzą, że poparcie dla nich będzie zauważalnie mniejsze niż w wyborach krajowych, dlatego nawet nie próbują zbytnio angażować się w z góry przegraną sprawę, by nie nadwerężać wizerunku. Z tym, że eurosceptycy mogą odgrywać ważną rolę w nowym europarlamencie, zgadzają się także polscy europosłowie. Janusz Wojciechowski z PiS (frakcja Europejskich Konserwatystów i Reformatorów) nie ma wątpliwości, że w majowych wyborach PiS zdobędzie około 20 mandatów, czyli połowę polskiej puli. Choć twierdzi, że jego ugrupowanie eurosceptyczne nie jest (mimo że wśród takich wymienia je Hix),to zaraz dodaje, że "nie możemy prowadzić europejskiej polityki z rękami przy szwach, ale aktywnie ją kształtować". Na wzrost poparcia ugrupowań "bardziej krytycznych dla UE" wskazuje także Tadeusz Cymański z Solidarnej Polski (frakcja Europa Wolności i Demokracji). Jako przykład podaje m.in. brytyjską Partię Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP) Nigela Farage’a. Biorąc pod uwagę obecne sondażowe wyniki SP, poseł nie ma złudzeń, że jego ugrupowanie osiągnie wynik zbliżony do UKIP. Jako główny efekt wzrostu siły eurosceptyków w przyszłym parlamencie UE Cymański wskazuje na fakt, że ich głos wreszcie zacznie być słyszany. - Obecnie wypowiedzi tych, którzy myślą inaczej niż unijny mainstream spotykają się z bardzo niemiłymi reakcjami, z brakiem szacunku, co w opartej przecież na tolerancji Unii nie powinno mieć miejsca. Gdy będzie ich więcej, trudniej będzie nimi pomiatać - mówi europoseł. Szansę na zostanie przez eurosceptyków znaczącą siłą w europarlamencie widzi też Lidia Geringer de Oedenberg z SLD (frakcja Postępowy Sojusz Socjalistów i Demokratów). Jak mówi, "brunatna farba wychodzi". - Obecnie w Polsce panuje dobrobyt, trafiliśmy do "europejskiego raju". Jednak ludzie tego nie doceniają. Panuje chęć rewanżyzmu - mówi europosłanka. Jej zdaniem działalność eurosceptyków w nowym europarlamencie przełoży się jednak bardziej na blokowanie i przeciąganie decyzji, niż na wymierne efekty dla Unii. Z Brukseli Agnieszka Waś-Turecka