- Według najnowszych informacji wszyscy mają się dobrze. Odczuliśmy ulgę - powiedział rzecznik PE Jaume Duch, dodając, że większość członków delegacji znalazła schronienie we francuskim konsulacie. W jednym z zaatakowanych hoteli w Bombaju przebywał polski europoseł Jan Masiel, lecz udało mu się wydostać z budynku, gdy sytuacja się uspokoiła. Wcześniej szef parlamentarnej delegacji Ignasi Guardans mówił hiszpańskiemu radiu, że jeden z jej członków, węgierski urzędnik, odniósł obrażenia. Duch wyjaśnił natomiast, że urzędnik ten został przewieziony do szpitala, ale został wypisany w dobrym zdrowiu. "Znalazł się w centrum strzelaniny", ale "wszystko z nim w porządku, nie został ranny" - zapewnił rzecznik. W skład delegacji wchodzą Guardans, dwóch Niemców, dwóch Brytyjczyków, Węgier i Polak, Jan Masiel. Towarzyszą im unijni urzędnicy i tłumacze. W środę wieczorem, zanim doszło do serii zamachów w Bombaju, grupa rozdzieliła się. Część udała się na kolację do miasta, a cztery osoby zostały w hotelu Taj Mahal. Wszystkim udało się bezpiecznie opuścić zaatakowany budynek; część dostała się do francuskiego konsulatu - powiedział Jaume Duch. Inni członkowie delegacji, rozproszeni po Bombaju, w większości do nich dołączyli. Pozostałych udało się zlokalizować w mieście, całych i zdrowych. - Większość nic przy sobie nie ma, nawet paszportu - dodał Duch. Wyjaśnił, że jest zbyt wcześnie, by powiedzieć, kiedy europarlamentarzyści będą mogli wrócić. W czwartek w ciągu dnia indyjska policja uwolniła wszystkich zakładników przetrzymywanych w Taj Mahal. Nadal trwa jednak policyjna operacja w drugim zajętym przez terrorystów hotelu - Oberoi. Terroryści zabili ok. 100 osób, w tym kilku cudzoziemców. Zamachy terrorystyczne przeprowadzono w wielu punktach miasta, w tym w luksusowych hotelach, na stacji kolejowej oraz lotnisku, w szpitalu oraz w okolicy kwatery głównej policji w południowym Bombaju. W czwartek rano terroryści zaatakowali także siedzibę żydowskiej ortodoksyjnej grupy Chabad-Lubawicz, zatrzymując rabina. Uzbrojeni mężczyźni strzelali na oślep z broni automatycznej, a także rzucali w tłum granaty. Do zamachów przyznała się mało znana do tej pory organizacja Mudżahedini Dekanu. Jest ona prawdopodobnie związana z ugrupowaniem Indyjskich Mudżahedinów, znanych z wielu ataków terrorystycznych, jakie przeprowadzali na terenie Indii.