Autorzy projektu rezolucji w sprawie mechanizmu warunkowości, pod którym podpisali się przedstawiciele frakcji Europejskiej Partii Ludowej (EPL), Socjalistów i Demokratów (S&D), Odnowić Europę (RE), Zielonych i Lewicy, ubolewają, że "Komisja Europejska nie odpowiedziała na wnioski Parlamentu do dnia 1 czerwca 2021 r. i nie uruchomiła procedury określonej w rozporządzeniu w sprawie warunkowości w najbardziej oczywistych przypadkach naruszeń praworządności w UE". Przypominają, że zgodnie z art. 5 rozporządzenia w sprawie warunkowości "Komisja sprawdza, czy przestrzegano obowiązującego prawa i, w razie potrzeby, podejmuje wszelkie odpowiednie środki w celu ochrony budżetu Unii". Podkreślają też, że "sytuacja w zakresie poszanowania zasad praworządności w niektórych państwach członkowskich uzasadnia natychmiastowe zastosowanie rozporządzenia w sprawie warunkowości". Podczas debaty przedstawiciel największej frakcji w europarlamencie, EPL, Petri Sarvamaa przekonywał, że rozporządzenie w sprawie mechanizmu warunkowości jest kamieniem milowym pozwalającym chronić demokrację. "Wreszcie dysponujemy instrumentami, które pozwolą nam rozprawić się z problemem obchodzenia zasad praworządności w kontekście budżetu. (...) Niezwykle ważne jest to, żeby Komisja zaczęła stosować to rozporządzenie" - apelował. Wtórował mu europoseł liberałów (RE) Moritz Koerner: "Zbyt długo Europa przyglądała się, jak niszczona jest praworządność. Czas wreszcie na to, aby praworządność chronić. Każde euro, które trafia do niewłaściwych rąk, jest zagrożeniem dla wiarygodności Europy. Dlatego jako PE mówimy: 'nie chcemy więcej brać w tym udziału'. (...) Przewodnicząca Komisji Europejskiej (Ursula von der Leyen) musi zdecydować, czy jej Komisja walczy o praworządność, czy stoi po stronie (premiera Węgier Viktora) Orbana i polskiego rządu". Występujący w imieniu Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR) Ryszard Legutko oświadczył, że to nie państwa członkowskie, lecz instytucje unijne mają problem z praworządnością. "Naruszanie traktatów stało się coraz częstsze. Co więcej, ta praktyka wydaje się być akceptowana przez instytucje europejskie, a także przez siły polityczne, które kontrolują te instytucje" - ocenił. Daniel Freund z Zielonych obliczył, że PE debatuje nad praworządnością po raz 24. od wyborczego zwycięstwa Orbana na Węgrzech w 2010 roku. "24 razy mówiliśmy o upadku demokracji, ataku na wolne media, na niezależnych sędziów i wszystkie te debaty nie zmieniły tego, że Orban zamienił Węgry w skorumpowaną autokrację w sercu Unii. (...) Komisja nic nie robi, a atak na nasze wartości, atak na nasze pieniądze ma miejsce dzień po dniu. Rodzina i przyjaciele Orbana kradną nasze pieniądze" - oburzał się niemiecki eurodeputowany. Gilles Lebreton z prawicowej frakcji Tożsamość i Demokracja (ID) skonstatował, że w toczącej się debacie "w sposób karykaturalny stygmatyzuje się dwa państwa: Węgry i Polskę". Ostrzegł, że "Unia Europejska nie przeżyje, jeżeli w dalszym ciągu będzie naruszać suwerenność, tożsamość narodową oraz tradycje konstytucyjne i kulturowe swoich państw członkowskich". Europosłanka PiS Jadwiga Wiśniewska zaznaczyła, że "lewicowo-liberalna większość w Parlamencie Europejskim nie ustaje w próbach wywarcia presji na Komisję, by ta rozpoczęła niezwłoczne działania na podstawie rozporządzenia o warunkowości budżetowej w praworządności". Zwróciła uwagę, że w omawianej rezolucji spośród państw członkowskich wymienione są jedynie Polska i Węgry. "Wskazuje się na konieczność ochrony wartości, w tym praworządności. Stoi to w oczywistej sprzeczności z traktatami, które ustanawiają w art. 7 TUE jedyną możliwość ingerencji Unii w sprawy związane z poszanowaniem przez państwa członkowskie wartości Unii jako takich" - skonkludowała.