"Ta rezolucja jest absurdalna z wielu względów. Unia Europejska przeżywa najpoważniejszy kryzys strukturalny w swojej historii i znajduje czas, by zajmować się rzeczą zupełnie marginalną, a mianowicie wspieraniem opozycji w Polsce i walką partyjną w jednym z krajów członkowskich. Tak się nie robi" - powiedział szef delegacji PiS we frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów Ryszard Legutko przed debatą Parlamentu Europejskiego o Polsce. "Jest to również rezolucja stronnicza i w dużej części po prostu nieprawdziwa" - dodał. Jego zdaniem projekt rezolucji o Polsce, który zostanie poddany pod głosowanie w środę, został "w dużej części najprawdopodobniej przygotowany przez polską opozycję". Legutko podkreślił, że Parlament Europejski powinien "stać na straży dialogu, kompromisu i bezstronności", a tymczasem "w sposób bezpardonowy włącza się w konflikt partyjny w Polsce, a na dodatek po złej stronie". Legutko wyraził nadzieję, że także niektórzy europosłowie z frakcji, które złożyły projekt rezolucji, zagłosują przeciw niej. "Mamy nadzieję, że jeszcze trochę ludzi ze zdrowym rozsądkiem jest w tej izbie, więc zapewne nie będą popierać tej rezolucji większościowej - jeżeli w ogóle ich sprawy polskie interesują, bo trzeba powiedzieć, że jest to kwestia kompletnie marginalna dzisiaj i zapomniana. To opozycja próbuje ten balon, który już jest zdechły, jakoś nadmuchać" - powiedział eurodeputowany PiS. Jego zdaniem premier Beata Szydło nie zdecydowała się przyjechać na debatę o rezolucji w sprawie Polski "prawdopodobnie z racji błahości i nierzetelności" tej dyskusji. Jak przypomniał, Szydło była na debacie PE o Polsce w styczniu br. "Pani premier tu była, wyjaśniała, przedstawiała swoje stanowisko i to kompletnie spłynęło po wielu europosłach i Komisji Europejskiej. Problem z Komisją Europejską jest taki, że ona zupełnie nie odnosi się do argumentów naszej strony, wręcz je ignoruje. (...) Równie dobrze można byłoby mówić do ściany, zamiast rozmawiać z KE" - powiedział Legutko. Z kolei Tomasz Poręba (PiS) ocenił, że w dobrym tonie byłoby zaproszenie przez PE na debatę przedstawiciela polskiego rządu. "To kolejny dowód ignorancji, pewnej buty w tej izbie, która nastawia się tylko na to, by po pierwsze atakować centroprawicowy rząd w Polsce z pozycji liberalno-lewicowych, a po drugie podejmować próbę podawania takiej kroplówki opozycji w Polsce, która bez tematów europejskich i relacji Polska-Bruksela zwyczajnie nie ma pomysłu, jak funkcjonować w naszym kraju" - powiedział Poręba. Złożony przez większość frakcji (chadeków, socjalistów, liberałów, Zielonych i Zjednoczoną Lewicę Europejską) projekt rezolucji o Polsce mówi o zaniepokojeniu PE paraliżem Trybunału Konstytucyjnego, a także odnosi się do innych spraw, które budzą zaniepokojenie większości europosłów, jak np. sytuacja mediów publicznych, ustawa o policji, o służbie cywilnej, o prokuraturze, czy też prawa kobiet oraz plan zwiększenia wycinki Puszczy Białowieskiej. Frakcja Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR), do której należy PiS, uważa, że nie ma żadnego powodu, by organizować debatę PE o Polsce. EKR złożyła własny projekt rezolucji. Napisano w nim, że "kryzys konstytucyjny rozpoczął się w trakcie kadencji poprzedniego parlamentu", bo to poprzedni Sejm przyjął ustawę umożliwiającą wybór sędziów TK na okres po wyborach. Wskazano też, że obecny rząd "wykazał się dobrą wolą i zareagował na żądania Komisji Europejskiej i Komisji Weneckiej poprzez przygotowanie nowej ustawy o TK i publikację 21 werdyktów Trybunału". Także niewielka eurosceptyczna frakcja Europa Narodów i Wolności, której przewodniczącą jest liderka francuskiego Frontu Narodowego Marine Le Pen, złożyła projekt krótkiej rezolucji, który podkreśla, że "UE nie ma prawa ingerować w wyłączne kompetencje państw członkowskich". Ze Strasburga Anna Widzyk