Parlament Europejski debatował w czwartek nad projektem rezolucji w sprawie roli Jugendamtu w transgranicznych sporach rodzinnych. Europosłowie wzywają w nim do zapewnienia dokładnych kontroli procedur i praktyk stosowanych w niemieckim systemie prawa rodzinnego, w tym w Jugendamtach, w przypadku takich sporów. Projekt powstał, bo do komisji dotarło wiele skarg w sprawie dyskryminowania przez te urzędy rodziców niebędących obywatelami niemieckimi. Urszula Krupa (PiS) powiedziała podczas czwartkowej debaty, że Jugendamt, który w założeniu miał dbać o dobro dzieci, w rzeczywistości działa często przeciwko dzieciom, odbierając je rodzicom, szczególnie obcokrajowcom z krajów Europy Środkowo-Wschodniej, bardzo często "z błahego lub wyimaginowanego powodu". "Wielu moich rodaków mieszka z rodzinami w Niemczech i wielokrotnie słyszymy skargi zrozpaczonych rodziców, którym Jugendamt odebrał dzieci, zakazując spotkań z rodzicami, nawet zakazując porozumiewać się w języku polskim. (...) Spory z Jugendamtami trwają latami" - zaznaczyła. Kosma Złotowski (PiS) powiedział podczas debaty, że działania niemieckich urzędów ds. dzieci i młodzieży wielokrotnie budziły oburzenie opinii publicznej w Polsce, ale problem jest dużo szerszy i dotyczy wszystkich państw UE, których obywatele zetknęli się z tą instytucją. "Bezprawne, a legalne niestety w świetle niemieckiego prawa odbieranie dzieci czy zakazywanie używania języka ojczystego w kontaktach z rodzicami to częste praktyki Jugendamtów. W Polsce mamy jak najgorsze historyczne skojarzenia z tego typu działaniami" - oświadczył. Jak dodał Złotowski, we wtorek kanclerz Niemiec Angela Merkel mówiła w PE, że narodowe egoizmy stoją w sprzeczności z wartościami europejskimi. "Nie przeszkadza jednak jej to, że niemieccy urzędnicy faworyzują niemieckojęzycznych rodziców i dyskryminują obywateli innych państw w rodzinach mieszanych" - wskazał. Dodał, że ma nadzieję, iż PE i KE nie zabraknie determinacji, aby stanąć po stronie m.in. polskich rodziców, którzy padli ofiarą Jugendamtów. Pitera: To narzędzie w walce politycznej Z kolei europosłanka PO Julia Pitera podkreśliła podczas debaty, że komisja petycji PE w toku prac zazwyczaj dysponowała jedynie relacją autora petycji. "Do większości petycji nie było dołączonego wyroku, pomimo - a może właśnie dlatego - że wyrok sądu jest jedynym pełnym źródłem wiedzy o problemie - opiera się na zeznaniach obojga rodziców, dzieci i świadków" - powiedziała.Jak mówiła, skierowała do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu zapytanie, który spośród 62 autorów petycji o narodowości innej niż niemiecka złożył skargę do Trybunału. "Uzyskałam odpowiedź, że tylko siedemnastu skargę taką złożyło i że wszystkie te skargi zostały uznane za niedopuszczalne" - zaznaczyła.Polityk przypomniała też m.in., że w 2011 r. w trakcie misji do Niemiec członkowie komisji nie stwierdzili nieprawidłowości związanych z tamtejszym Urzędem ds. Dzieci i Młodzieży. "Tymczasem temat regularnie powraca, stając się podobnie jak 'histeria antyszczepionkowa' narzędziem w walce politycznej, zwłaszcza w okresach przedwyborczych" - podkreśliła.Zdaniem europosłanki temat ten "zasiewa niepokój i podważa nie tylko zaufanie do władzy, ale i wzajemne zaufanie w ramach wspólnoty europejskiej". "Ten aspekt powinien zwrócić naszą szczególną uwagę" - przekonywała.Na pytanie europosła PiS Kosmy Złotowskiego, czy uważa działanie Jugendamtów za prawidłowe, a zarzuty w stosunku do Urzędu za "wyimaginowane", Pitera odparła, że "każdy polityk powinien opierać się na faktach i dokumentach". "Nie na doniesieniach prasowych, często opartych na emocjach jednej osoby, która czuje się skrzywdzona" - dodała."Również w Polsce wydziały opieki społecznej o podobnej strukturze jak Jugendamty też czasem nie dopilnowują swoich obowiązków" - podkreśliła Pitera.