Jowita Kiwnik Pargana: Czwartkowy wideoszczyt Rady Europejskiej trwał zaledwie cztery godziny, a rządzącym nie udało się ustalić wielu konkretów. Spodziewał się Pan więcej po tym spotkaniu? Kosma Złotowski: Rzeczywiście niewiele się udało ustalić, ale pewne konkrety są. A mianowicie udało się porozumieć co do tego, że będzie wdrażany program odbudowy w wysokości ponad 1 bln euro. To już brzmi interesująco. Ale wciąż nie wiadomo skąd wziąć na to pieniądze? - Jest kilka możliwych rozwiązań. Myślę, że emisja euroobligacji, której domagają się kraje Południa raczej nie przejdzie, bo musielibyśmy jako Unia wspólnie spłacać te obligacje, natomiast już niekoniecznie wspólnie je wydawać. Ale na pewno trzeba zwiększyć budżet Unii o nowe środki własne i być może zostanie zastosowana tu propozycja premiera Morawieckiego, żeby te fundusze pochodziły m.in. z nowych podatków, jak podatek od usług cyfrowych. To jest dopiero pierwszy krok, ale to dobry krok. A nie obawia się Pan, że część z tych funduszy na ratowanie gospodarki może pochodzić ze środków przeznaczonych dotychczas na politykę spójności i wspólną politykę rolną? I że zamiast trafić np. do Polski, te pieniądze zostaną przesunięte na pomoc krajom Południa np. Włochom czy Hiszpanii? - Takie działanie nie miałoby sensu, bo ratując część gospodarki obciążylibyśmy te jej gałęzie, co do których finansowania byliśmy już, jako Unia, zgodni. Komisja co prawda umożliwiła na razie przesuwanie pieniędzy z funduszy spójności na walkę z kryzysem wywołanym Covid-19, ale to jest tylko doraźne wyjście. Bo po pierwsze te środki nie są jakoś specjalnie ogromne, a po drugie one już i tak w budżetach państw członkowskich były i były przeznaczone na inne projekty. I te projekty nie znikną, nadal będą kiedyś musiały zostać zrealizowane. Toteż przesunięcie tych funduszy to tylko chwilowa pomoc. Natomiast celem, do którego wszyscy dążymy, jest ponad 1-bilionowy Fundusz Odbudowy, tylko trzeba go odpowiednio sfinansować. Czy jest szansa, że budżet Unii na następne siedem lat zostanie jednak zwiększony? Mam nadzieję, bo potrzeby gospodarek europejskich będą z całą pewnością olbrzymie. Dzisiaj oczywiście trudno to jeszcze oszacować, bo wszystkie poprzednie kryzysy jakie mieliśmy polegały na nadprodukcji czegoś, na jakiejś bańce, która naglę pękała. Ten kryzys jest inny, bo nagle gospodarka, z przyczyn zewnętrznych, po prostu stanęła. Pojawia się pytanie jak ją rozruszać? Są przedsiębiorstwa, weźmy na to linie lotnicze czy restauracje, które przez ostatnie dwa miesiące nie zarobiły ani grosza. Czy teraz będą mogły wznowić działalność? Czy uda się zachować miejsca pracy? I czy w ogóle klienci będą chcieli korzystać z ich usług w takim samym stopniu jak wcześniej? Bo pamiętajmy, że kryzys będzie miał także wpływ psychologiczny na konsumentów. Trzeba będzie te wszystkie aspekty wziąć pod uwagę. Wróćmy do kwestii funduszy spójności. We wcześniejszych propozycjach wieloletniego budżetu UE, środki na politykę spójności i tak miały być zmniejszone? Wszyscy wiemy, dlaczego: po pierwsze wiązało się do z wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, po drugie pojawiły się nowe cele, z których dzisiaj, przynajmniej w części powinniśmy zrezygnować. A z jakich? Mówię tutaj przede wszystkim o Zielonym Ładzie. Nie jesteśmy dzisiaj w stanie tego sfinansować w taki sposób, o jakim mówiło się jeszcze przed pandemią. Komisja mówi, że nie zrezygnuje z tej strategii. Odwrotnie, zapowiada, że zwiększenie inwestycji w UE obejmie także Europejski Zielony Ład. Ja uważam, że jeśli chodzi o Zielony Ład to trzeba zrezygnować ze sporej jego części, właśnie dlatego żeby odbudować gospodarkę w jej poprzednim kształcie. Powinniśmy się przede wszystkim starać o zachowanie miejsc pracy i odmrażanie gospodarki, tak żeby unijne przedsiębiorstwa znowu mogły funkcjonować i przynosić rzeczywisty zysk. Czyli po prostu odpuszczamy sobie klimat? Ochrony przyrody nie możemy sobie odpuścić. Natomiast w dzisiejszej sytuacji rezygnacja m.in. ze wszystkich paliw kopalnych to jest samobójstwo. A co z Funduszem Sprawiedliwej Transformacji, czyli funduszami, w tym dla Polski, na transformację energetyczną? Dzisiaj ważniejszy jest fundusz na odbudowę gospodarki. Myślę, że państwa sobie z tego zdają sprawę, a może po jakimś czasie zda sobie z tego sprawę nawet Parlament Europejski, chociaż co do tego byłbym bardziej sceptyczny. W ubiegłym tygodniu Parlament Europejski przegłosował rezolucję w sprawie zwalczania pandemii. Zakładała ona przyjęcie ogromnego pakietu naprawczego i inwestycyjnego dla wsparcia gospodarki po kryzysie, ale w dokumencie znalazł się rozdział dotyczący praworządności i krytyka polskiego rządu za plany zorganizowania wyborów korespondencyjnych. Co Pan na to? To była dziwaczna rezolucja, wzywająca Węgry do rezygnacji ze stanu wyjątkowego i jednocześnie namawiająca Polskę do jego wprowadzenia. Krytyka polskich wyborów korespondencyjnych, podczas gdy takie wybory, w tym samych czasie, odbywały się w Niemczech czy Szwajcarii, jest absurdalna. Ale taka jest atmosfera wśród niektórych frakcji PE. Europosłowie PiS nazwali to stygmatyzacją Polski w UE. Bo to jest stygmatyzacja, ale jesteśmy już do tego przyzwyczajeni. Parlament Europejski już od pięciu lat wydaje tego typu rezolucje. Na szczęście to tylko rezolucja. Fakt, nie jest ona wiążąca. Ale nie obawia się Pan, że w sytuacji, kiedy polska gospodarka odczuwa skutki wirusa, na agendę Rady może wrócić kwestia uzależnienia wypłaty funduszy unijnych z przestrzeganiem praworządności? Myślę, że to by tylko wywołało niesnaski w UE, które dzisiaj są zupełnie niepotrzebne, bo wysiłek powinien być skierowany na odbudowę gospodarki europejskiej. Jeśli natomiast tak by się stało, to będziemy protestować. Zapewniam, że w UE jest więcej zdroworozsądkowych krajów niż tylko Polska. Pojawiły się głosy, że Unia podczas kryzysu nie wykazała wystarczającej solidarności. Zgadza się Pan z tym zarzutem? Na pewno istnieje rozczarowanie z Unią, które wynika nawet nie z tego, że ona mało robiła na początku pandemii, bo zawsze można powiedzieć, że przecież kompetencje zdrowotne nie leżą po stronie Unii, tylko państw członkowskich, ile z tego, że jak dotąd Unia wtrącała się we wszystko, więc niektórzy się spodziewali, że na początku pandemii również "wtrąci się" z pomocą. Tymczasem komisarze zamknęli się w Brukseli na kwarantannie, co wyglądało dość śmiesznie. A teraz Unia znowu zaczyna wtrącać w to, czego traktaty nie przewidują. Mam tu oczywiście na myśli praworządność. A może warto zwiększyć w przyszłości kompetencje UE w zakresie ochrony zdrowia? To zależy jakie kompetencje. W zakresie planowania - może tak. W zakresie decyzji co do środków jakie należy podjąć w sytuacji epidemii - niekoniecznie. Ja w ogóle nie jestem entuzjastą przesuwania kompetencji na rzecz Unii. Rozmawiała Jowita Kiwnik Pargana