TE-SAT to coroczny raport Europolu na temat sytuacji i trendów, jeśli chodzi o zagrożenie terrorystyczne w Unii Europejskiej. Ostatni dokument, analizujący wydarzenia z 2017 r., prezentuje przede wszystkim suchą statystykę. Z danych Europolu wynika, że w zeszłym roku w dziewięciu krajach członkowskich doszło do 205 ataków terrorystycznych, przy czym nie wszystkie z nich były udane (tzn. osiągnęły zamierzony przez zamachowców cel), a część zostało udaremnionych. To znacznie więcej niż w 2016 r., gdy przeprowadzono lub próbowano przeprowadzić 142 ataki. Najwięcej ataków zanotowano w Wielkiej Brytanii (107), Francji (54), Hiszpanii (16), Włoszech (14) i Grecji (8). Do dwóch zamachów doszło w Belgii oraz w Niemczech, a do jednego w Finlandii i Szwecji. W atakach zginęło 68 osób. To z kolei znacznie mniej niż w 2016 r., gdy zamachy kosztowały życie 142 osób. W 2017 r. najwięcej było ataków o podłożu separatystycznym - aż 137, w porównaniu z 99 rok wcześniej. 88 takich zamachów zanotowano w Wielkiej Brytanii, 42 we Francji i 7 w Hiszpanii. Wzrosła również liczba ataków dżihadystycznych - z 13 w 2016 r. do 33 w 2017. Zamachów dokonanych przez terrorystów lewicowych odnotowano 24, a prawicowych - pięć. Rośnie liczb ataków dżihadystycznych Bazując na tej statystyce - choć nie tylko - eksperci Europolu wskazują 12 najważniejszych obecnie wątków związanych z atakami terrorystycznymi. Dziewięć pierwszych obserwacji dotyczy zamachów o podłożu dżihadystycznym, ponieważ to w tym rodzaju ataków eksperci Europolu upatrują największe zagrożenie. W 2017 r. zginęły w nich 62 osoby, czyli zdecydowana większość z 68 ofiar wszystkich zamachów terrorystycznych. Najwięcej ofiar było w Wielkiej Brytanii (35), Hiszpanii (16) i Szwecji (5). We Francji zginęły trzy osoby, w Finlandii dwie, a w Niemczech jedna. W 2016 r. zamachowcy-dżihadyści zabili 135 osób. Raport stwierdza przede wszystkim, że w ostatnich latach w UE wzrosła częstotliwość zamachów dżihadystycznych. Z 33, które odnotowano w 2017 r., terroryści przeprowadzili do końca 10. 12 było nieudanych, a 11 udało się uprzedzić służbom bezpieczeństwa. Rok wcześniej takich ataków było o 20 mniej. Skąd ten skok? - Być może dlatego, że wraz ze wzrostem liczby takich ataków spadło ich zaawansowanie. Ataki w 2017 r. były w mniejszym stopniu przeprowadzane przez terrorystów działających w jakiejś organizacji, a bardziej przez jednostki, tzw. samotnych wilków, albo przez małe grupki - tłumaczy dla Interii Tine Hollevoet z Europolu. Takie zamachy nie wymagają dużych środków finansowych oraz skomplikowanej broni. Większość zamachów w zeszłym roku została przeprowadzona z wykorzystaniem prostych narzędzi. A jeśli już mamy do czynienia ze środkami wybuchowymi (które dżihadyści często wybierają z uwagi na dużą siłę rażenia i efekt w mediach), to głównie z bombami domowej roboty. Dzięki temu, że zamachy są gorzej dopracowane, są mniej skuteczne. Ataków jest więcej, jednak kosztują one życie znacznie mniejszą liczbę osób. Dżihadyści atakują przypadkowych ludzi, symbole zachodniego stylu życia lub władzy. Przy czym preferowanym celem zamachu są ludzie, ponieważ masowe morderstwa mają znacznie większy wpływ psychologiczny na zachodnie społeczeństwa. Groźniejsze jednostki niż organizacje Z analiz Europolu wynika, że ataki dżihadystyczne dokonywane są głównie przez rodzimych terrorystów, którzy proces radykalizacji przeszli we własnej ojczyźnie. Mogą oni działać w grupie, ale często są także tzw. samotnymi wilkami. Znaczna ich część była znana policji, jednak nie została uznana za potencjalne zagrożenie terrorystyczne. Kluczową rolę w ich rekrutacji nadal odgrywa propaganda w internecie oraz w mediach społecznościowych. Eksperci zauważają też, że znacznie spadła liczba osób wyjeżdżających do Iraku lub Syrii, by przyłączyć się do ugrupowań dżihadystycznych. - Powody można wymienić przynajmniej dwa. Po pierwsze, porażki Państwa Islamskiego znacznie zmniejszyły atrakcyjność grupy. Po drugie, im IS jest słabsze, tym bardziej naciska na swoich zwolenników, by przeprowadzali indywidualne ataki terrorystyczne w swoich krajach, zamiast podejmować próbę przedostania się do tzw. kalifatu - mówi Hollevoet. Nie oznacza to jednak, że zmniejsza się zagrożenie terrorystyczne płynące ze strony zwolenników Państwa Islamskiego. Jak zauważają eksperci, byli sympatycy IS najprawdopodobniej zostaną przy swoich dżihadystycznych przekonaniach, zmienią jedynie organizację, do której będą chcieli się przyłączyć. W tym kontekście Europol wskazuje Al-Kaidę, która nadal jest silnym graczem i aktywnie wspiera ataki terrorystyczne w UE. Zagraniczni bojownicy wracają do Europy Odrębny fragment raportu Europolu stanowi analiza zagrożenia związanego z powrotami tzw. zagranicznych bojowników. Eksperci szacują, że pod koniec 2017 r. w szeregach IS mogło walczyć około 2500 Europejczyków. 1500 zdążyło już wrócić do domu, a około tysiąca zginęło. - W ostatnich latach wielu Europejczyków wyjechało do stref wojny, by walczyć po stronie Państwa Islamskiego. Część z nich zginęła, część została aresztowana, a część nadal tam pozostaje. Możemy się spodziewać, że jakiś odsetek, tych, którzy jeszcze są w Syrii i Iraku, może w pewnym momencie podjąć próbę powrotu. To logiczne, że kraje UE się tym niepokoją - to ludzie wyszkoleni w walce, mają doświadczenie w przeprowadzaniu zamachów i są skorzy do stosowania przemocy - ostrzega Hollevoet. Między innymi w tym kontekście pojawia się w raporcie Polska. "W 2017 roku Polska nie zanotowała wyjazdów ani powrotów zagranicznych bojowników (choć jeden zagraniczny bojownik pochodzenia czeczeńskiego ze statusem uchodźcy w Polsce został zatrzymany w 2017 roku, oskarżony o udział w zagranicznej organizacji militarnej oraz nielegalne posiadanie broni i amunicji". I dalej: "Portugalia dowodzi, że między styczniem 2013 roku i listopadem 2017 roku jej terytorium zostało wykorzystane jako platforma tranzytowa przez 12 tzw. zagranicznych bojowników zmierzających w strefy konfliktów (m.in. z Francji, Maroko, Polski, Rosji i Wielkiej Brytanii). Dodatkowo Polska wskazała, że w 2017 roku bojownicy zaangażowani w kontakt na Bliskim Wschodzie sprawdzali możliwość przekroczenia polsko-ukraińskiej granicy, by dotrzeć do innych krajów UE". Europol przyjrzał się również podejrzeniom, że organizacje terrorystyczne przerzucają swoich bojowników do Europy pod przykrywką uchodźców. - Zauważyliśmy przypadki wykorzystywania przez terrorystów fali migracyjnej. Jednak to pojedyncze zdarzenia, a nie reguła. Poza tym szacujemy, że teraz - przy zwiększonych środkach bezpieczeństwa np. na unijnych granicach - terrorystom znacznie trudniej dostać się do UE tą drogą - zaznacza Hollevoet. Raport nie pozostawia złudzeń. "Nie wszystkie kraje UE zostały dotknięte terroryzmem dżihadystycznym (...), mimo że groźby pod ich adresem pojawiły się w propagandzie IS. Dżihadyści dowiedli, że potrafią radykalizować się bez wzbudzania podejrzeń i przygotowywać atak w ukryciu przed służbami bezpieczeństwa. Dlatego zagrożenie atakami dżihadystycznymi w UE pozostaje palące" - czytamy. Inne rodzaje ataków Oprócz szczegółowej analizy sytuacji związanej z atakami dżihadystycznymi, Europol sporo miejsca poświęca też zamachom podyktowanym separatyzmem. Zwłaszcza, że stanowią one zdecydowaną większość wszystkich ataków terrorystycznych, bo aż 67 proc. Eksperci wspominają również o atakach ekstremistów lewicowych i prawicowych. Przy czym przy tych ostatnich zwracają uwagę, że wachlarz organizacji ekstremistycznych znacznie się rozszerzył, podyktowany głównie strachem przed islamizacją i migracją. Ostatnią sprawą, na którą zwraca uwagę Europol - a raczej na jej dotychczasowy brak - są ataki z użyciem broni chemicznej, biologicznej, radiologicznej i nuklearnej. Eksperci zauważają, że te tematy powtarzają się w internetowej propagandzie. Organizacje terrorystyczne zalecają na przykład wykorzystanie toksycznych środków chemicznych szeroko dostępnych w UE z uwagi na ich użycie w pokojowy sposób. Czy to oznacza, że w niedalekiej przyszłości powinniśmy się spodziewać takiego ataku? - Trudno przewidzieć, jednak to sprawa, której służby bezpieczeństwa bardzo dokładnie się przyglądają - podkreśla Hollevoet. Agnieszka Waś-Turecka z Paryża