Potwierdzenie własnych przekonań Każdy polityka ma swoich wyborców, których głosów musi słuchać... choćby w teorii. W demokracjach opinia publiczna nie lubi agresorów, którymi są ci za których uznają ich media. Nie wdając się w tym miejscu w szczegóły konfliktu media jednogłośnie uznały, iż 100 procentową winę za sytuacje ponosi Rosja, toteż wobec niej skierowany został gniew opinii publicznej, która lubi być utwierdzana w swoich przekonaniach. Komentatorzy - nie koniecznie - polityczni, zwłaszcza w krajach o niezbyt przyjemnych doświadczeniach historycznych z Rosja wzywali już nie tylko do potępianie jej działań, lecz wręcz do całkowitej izolacji na arenie międzynarodowej, strasząc nie tylko nową "zimną wojną" - do której w efekcie taka reakcja doprowadziłaby - lecz także odwołując się do jednoznacznie kojarzonego "Monachium' w przypadku ostrej reakcji. Powoli zaczynało brakować zdrowego rozsądku i realnej, długofalowej kalkulacji politycznej. Pojawiały się coraz ostrzejsze wezwania do kar i sankcji wobec Rosji; bez jakichkolwiek konstruktywnych propozycji, czy też długofalowych analiz skutków takowych działań. Najczęściej jednak propozycje charakteryzowały się nie przemyślaną egzaltacją: od planów skomplikowania życia rosyjskim oligarchom w Europie, po czysto symboliczne wykluczenie Rosji z grupy G8. Jeszcze przed konferencją unijną szef francuskiej dyplomacji Bernard Kouchner zauważał, iż "ciężko nałożyć sankcje na kogoś kto cię zaopatruje". Wtórowali mu analitycy różnych think tanków (niekoniecznie przychylnie nastawieni do Rosji), którzy stwierdzali, iż Europa nie ma realnych, krótkofalowych narzędzi oddziaływania na Rosję. Odrobina rozsądku mile widziana Należałoby w tym miejscu zauważyć, że sankcje będące fetyszem demokratycznej dyplomacji jeszcze nigdzie nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Dotykają one zazwyczaj ogółu społeczeństwa nie elit, społeczeństwa które wobec narastającego kryzysu jednoczy się wokół władzy (reżimu) pokazującej kto jest rzeczywistym wrogiem, kto jest winien problemów. W efekcie sankcje odnoszą skutek odwrotny do zamierzonego dotykając nie tych grup, których powinny. Alternatywne wyjaśnienia sytuacji podają jedynie garstki dysydentów, których i tak nikt poza nakładającymi sankcje nie słucha. Prawie 50 lat sankcji wobec Kuby nie przyniosła żadnych wymiernych rezultatów, ponad 20 lat wobec Libii także, Korea Płn. też się nimi specjalnie nie przejęła znajdując inne metody nacisku - nie wspominając już o państwach afrykańskich gdzie sankcje przyczyniły się do dalszej deterioracji warunków. Ponadto rynek nie cierpi pustki i w miejsce zwolnione przez "zachodnie" firmy przychodzą przedsiębiorcy ze wschodu zazwyczaj nie partycypujący w sankcjach jako, że ideologicznie przedmiot sporu ich nie dotyczy. Jeśli w przypadku takich państwach sankcje nie przyniosły oczekiwanego rezultatu, co z robić w sytuacji Rosji - na którą nałożenie sankcji może odbić się czkawka dla całej globalnej gospodarki. Obie strony mają tego świadomość i nie wyciągają do debaty publicznej "najcięższej artylerii". Nie musimy obawiać się "przykręcenie kurka" - czasowe ograniczenie dostaw do Polski wiązałoby się z ograniczeniem dostaw do innych krajów Europy zachodniej. Taka sytuacja wymusiłaby praktycznie kroki w celu większego uniezależnienia się od rosyjskich dostaw. Dla Europy jak i dla Rosji jest to ekonomicznie nie opłacalne -tak długo jak surowiec z Rosji jest najtańszy, a przy tym dobrej jakości. Gdy wraz ze sprowadzaniem droższego surowca z alternatywnych źródeł, gospodarka stanęłaby, a inflacja poszybowałaby dramatycznie przynosząc Unii kryzys na niepamiętana skalę, zakończyłaby się polityka państw opiekuńczych na którą już Europę nie stać. Te same głosy, które teraz wzywają do ostrych sankcji zaczęłyby wzywać do porozumień z Rosją. Z drugiej strony, obecna Rosja zawdzięczająca swój boom gospodarczy wysokim cenom surowców. Wraz ze stratą rynków zbytu na zachodzie, zawsze zostaje wschód nie przynoszący jednak aż takich dochodów, pogrążyłaby się w kryzysie podobnym to tego na jaki cierpiała w latach 90. Aczkolwiek nawet biorąc pod uwagę, iż jest na to przygotowana - duma narodowa czasem jest ważniejsza od dobrobytu - też wolałaby takiej sytuacji uniknąć. Na koniec rozważań ekonomicznych należy dodać fakt posiadania przez Rosję trzeciej co do wielkości, po Chinach i Japonii kolekcji obligacji krajów zachodnich, które to, korzystając z panującej koniunktury z lubością skupuje. Zawsze może użyć opcji ostatecznej - wezwania do zapłaty. Konsekwencji takiej sytuacji, podobnie jak w wypadku Chin lepiej nie brać pod uwagę.