Wciąż nie ma jednoznacznych zaleceń, co do ilości niezbędnych dawek. Na razie europejska agencja ds. leków rekomenduje dwie dawki, jednak prawdopodobnie już w połowie listopada podejmie decyzję, że dla dorosłej osoby wystarczy tylko jedna. To powoduje niepewność. Ponadto na rynku jest kilka szczepionek. Ponieważ niektóre kraje zamówiły np. dwa rodzaje leków, to wybuchła tam dyskusja, który z nich jest lepszy. W Niemczech pojawiły się głosy, że lepszą szczepionką, która zawiera mniej wirusów i "adjuvant" czyli substancję, która daje lepszą odpowiedź immunologiczną organizmu szczepieni są urzędnicy państwowi. Informacja ta wywołała powszechne oburzenie. W Belgii buntują się lekarze domowi, którzy zarzucają rządowi, że nie byli konsultowani przy opracowywaniu planu szczepień. W związku z tym plan ten jest nierealistyczny. Lekarze mają szczepić ludzi w domach albo u siebie w gabinetach, a dostarczone szczepionki są w opakowaniach po 10 dawek. Otwartego opakowania nie można przechowywać dłużej niż 24 godziny. - To ogromny problem logistyczny, bo trzeba szczepić na raz 10 osób. Można to było przewidzieć. Nie przewidziano także i tego, że ludzie będą się mniej chętnie szczepić. Początkowo szykowano się jak na trzecią wojnę światową - mówi Jan Walraet, lekarz domowy. Teraz okazuje się, że kraje, które zamierzały zaszczepić 100 procent swojej populacji mają nadwyżki leków. Wielka Brytania, Francja, Szwecja i Holandia już zgłosiły chęć odsprzedania swoich nadwyżek. Może to wykorzystać Polska, bo takie zbędne szczepionki będą z pewnością tańsze niż te, które trzeba by było kupić bezpośrednio u firmy farmaceutycznej. Czytaj też: USA: Stan zagrożenia z powodu grypy A/H1N1 Scenariusz współczesnej katastrofy