Jowita Kiwnik Pargana: Czym polityka klimatyczna Francji różni się od polityk innych krajów członkowskich? Christophe Grudler: - Pod względem założeń niczym. Naszym priorytetem, podobnie jak innych państw członkowskich, jest osiągnięcie unijnych celów klimatycznych na 2030 i 2050 rok, zarówno przez zwiększanie naszej efektywności energetycznej, jak i inwestycje w odnawialne źródła energii, tak żeby w rezultacie zredukować emisje gazów cieplarnianych. Ostatecznie jednak każde państwo UE podąża własną ścieżką. Zwłaszcza jeśli chodzi o energię, bo decyzja odnośnie miksu energetycznego jest kompetencją własną państw członkowskich. Pamiętajmy, że każdy kraj Unii ma własny potencjał - to oczywiste, że np. między Portugalią, która jest bardzo wietrzna i nasłoneczniona, a Republiką Czeską, gdzie wieje słabiej i jest mniej słońca będą pewne różnice w zakresie miksu energetycznego. Mówi pan, że każdy kraj Unii realizuje unijne cele klimatyczne na własny sposób. Jaką ścieżką podąża w takim razie Francja? - We Francji chcemy korzystać ze wszystkich niskoemisyjnych źródeł energii, które są na stole. Inwestycje w odnawialne źródła energii są oczywiście priorytetem, zresztą Francja ma tu ogromny potencjał, biorąc pod uwagę jej tereny górzyste i nasłonecznione regiony. Ale mamy również długą historię związaną z energią nuklearną, która dostarcza zdekarbonizowaną i stabilną energię elektryczną. To potrzebne zwłaszcza zimą, kiedy francuskie gospodarstwa domowe zużywają dużo energii na ogrzewanie. A nie obawia się pan, że UE zwyczajnie nie zdoła spełnić założeń Zielonego Ładu, skoro niektóre państwa członkowskie już prowadzą sprzeczne polityki w zakresie klimatu i energii? Było to bardzo wyraźnie widać na przykładzie taksonomii, gdzie KE wciągnęła na listę "zielonych" źródeł energii gaz i atom, co poparła m.in. Francja, ale czemu ostro sprzeciwiły się choćby Niemcy i Austria. Ta ostatnia zagroziła nawet Komisji skargą do TSUE. - Myślę, że powinniśmy skoncentrować się na naszym ostatecznym celu: neutralności klimatycznej. Oczywiście, tu i tam mamy różne reakcje państw UE, ale nasz wspólny cel jest taki sam. Jeśli chodzi o taksonomię i zrównoważone inwestycje, zwłaszcza w zakresie działań energetycznych, to rzeczywiście nie było zgody między państwami. Ale Europa zawsze zmierza w kierunku kompromisu i myślę, że Komisji Europejskiej udało się go w ramach tej propozycji osiągnąć. Ostateczny kształt dyrektywy nie jest idealny, ale pozwala nam działać tak, żeby każdy kraj znalazł swoją drogę i umożliwił prywatnym funduszom inwestycje w transformację energetyczną. Z funduszy publicznych nie da się sfinansować wszystkiego, a celem taksonomii jest przede wszystkim wysłanie sygnału do inwestorów. Co, z punktu widzenia Francji, jest najbardziej efektywnym sposobem na osiągnięcie zdekarbonizowanej energii w UE? Pamiętajmy, że musimy działać szybko, bo z danych KE wynika, że już do 2050 r. zapotrzebowanie energetyczne w Europie wzrośnie dwukrotnie. - Nie mamy złotego środka, ale mamy pakiet różnych rozwiązań. Po pierwsze, najlepsza energia to taka, której nie marnujemy. Stąd ważne, żebyśmy na pierwszym miejscu postawili priorytet efektywności energetycznej. Po drugie to jasne, że musimy drastycznie ograniczyć zużycie paliw kopalnych, zwłaszcza gazu ziemnego i ropy. Żeby zredukować naszą zależność od nich pilnie potrzebujemy elektryfikacji. Można to osiągnąć poprzez inwestycje w OZE i nieemisyjne źródła energii. A gdy bezpośrednia elektryfikacja nie jest możliwa - na przykład w przemyśle wymagającym bardzo wysokich temperatur, których nie są w stanie osiągnąć piece elektryczne - należy stosować czysty wodór. W jednym z wywiadów komisarz UE ds. rynku wewnętrznego Thierry Breton powiedział: "Europa potrzebuje energii jądrowej". Faktycznie atom jest nam tak niezbędnie potrzebny? - Oczywiście, że Europa potrzebuje atomu. Bez niego osiągnięcie unijnych celów klimatycznych będzie niemal niemożliwe. Dlaczego mielibyśmy odciąć się od jednego z naszych najlepszych atutów w dziedzinie dekarbonizacji? To byłoby irracjonalne. Podam mały historyczny przykład, który dobrze pokazuje wartość energii jądrowej: w 1978 r. ponad 60 proc. francuskiej energii elektrycznej pochodziło ze spalania paliw kopalnych. Dziesięć lat później, dzięki energii jądrowej, zredukowaliśmy udział paliw kopalnych do zaledwie 10 proc. Od tego czasu co roku udaje nam się uniknąć emisji milionów ton CO2! Co jest największą zaletą atomu? - Energia jądrowa może przyczynić się do zaspokojenia potrzeb energetycznych Europy, zwłaszcza że wytwarza ona energię elektryczną w dużych ilościach i w sposób ciągły! Jest to jedna z głównych zalet w porównaniu z odnawialnymi źródłami energii: nie ma potrzeby magazynowania wyprodukowanej energii elektrycznej, ponieważ reaktory jądrowe mogą produkować ją w sposób ciągły i mogą być sterowane. Oznacza to, że ich moc można zmieniać w dowolnym momencie. A co z kosztami? Czy te inwestycje są rzeczywiście warte zachodu, biorąc pod uwagę, że do 2050 roku będą kosztować UE przynajmniej 500 mld euro? - Mówiąc o kosztach, to gdybyśmy chcieli porównać je ze scenariuszem czysto odnawialnym, musielibyśmy doliczyć inwestycje w magazynowanie energii elektrycznej. Magazynowania, którego jeszcze nie umiemy zrobić na dużą skalę i po niższych kosztach. Energia jądrowa jest zatem konkurencyjna, ponieważ nie ma potrzeby tworzenia ogromnych instalacji magazynowych ani masowego zwiększania liczby połączeń elektrycznych. Francja chce inwestować w atom, ale inne państwa - choćby Niemcy - planują całkowite wycofanie się energii jądrowej. Skąd te różnice? - W 2019 r. 70 proc. energii elektrycznej we Francji pochodziło z atomu, było więc bezemisyjne, wyprodukowane przez 56 reaktorów. Jednak te reaktory, zbudowane w latach 1970-2000, zaczynają się starzeć. Dlatego Francja chce reinwestować w ten rodzaj energii, tak żeby przedłużyć żywotność istniejących już elektrowni jądrowych i przygotować się do wybudowania w najbliższej przyszłości nowych, nowoczesnych reaktorów. To prawda, że niektóre państwa, w tym Niemcy i Austria, zdecydowały się zrezygnować z tego typu energii. Osobiście żałuję, że podjęły taką decyzję, bo to spowolni nasze wysiłki związane z redukcją emisji. Widzimy na przykład, że Niemcy już teraz muszą zrekompensować straty, zanim podejmą próbę dalszej dekarbonizacji. Niestety, Niemcy rezygnując z atomu popełniły ogromny geopolityczny błąd. Rosyjski gaz sprawił, że staliśmy się zależni od Rosji, widzieliśmy już zresztą jak trudno było nam objąć Rosję sankcjami energetycznymi bez strzelania sobie samemu w stopę. Tak więc zarówno ze względu na klimat, jak i na naszą europejską niezależność energetyczną musimy utrzymać udział energii jądrowej w miksie energetycznym UE. Mówi pan o naszej zależności energetycznej od Rosji. Czy wojna w Ukrainie zmieni rynek energetyczny UE? - Jest pewne, że rosyjska wojna na Ukrainie oraz europejskie i międzynarodowe reakcje na ten kryzys będą miały silny wpływ na nasz europejski rynek energetyczny. Dla przypomnienia, w 2019 r. 41 proc. naszego gazu kopalnego, 27 proc. naszej ropy naftowej i 46 proc. naszych stałych paliw kopalnych pochodziło z Rosji. To bardzo dużo. I choć handel energią nie zostanie wstrzymany z dnia na dzień, to z pewnością zmierzamy w kierunku zmniejszenia importu z Rosji. Należy jednak zauważyć, że zbliża się koniec zimy, co oznacza, że z punktu widzenia dostaw Unia Europejska nie powinna mieć większych zmartwień. Jednak z punktu widzenia cen energii ryzyko jest znaczne. Ceny światowe prawdopodobnie gwałtownie wzrosną, co w konsekwencji wpłynie na resztę gospodarki. Wydaje się jednak, że OPEC i inne kraje produkujące paliwa kopalne są gotowe ograniczyć ten wzrost cen poprzez zwiększenie produkcji i uwolnienie zapasów. To dobra wiadomość. Jak szybko Unia jest w stanie uniezależnić się energetycznie od Rosji? - Nie sądzę, aby całkowita niezależność była możliwa w ciągu najbliższej dekady. Ale jeśli udałoby się nam zmniejszyć udział energii importowanej z Rosji do 5 lub 10 proc., byłby to duży krok. Ponieważ wtedy, w razie kryzysu, o wiele łatwiej byłoby znaleźć tymczasowe alternatywy. Przede wszystkim jednak musimy zadbać o to, aby kraje całkowicie uzależnione od rosyjskiej energii mogły szybko zdywersyfikować swoje dostawy. Mam tu na myśli na przykład Łotwę i Czechy, które w 2020 roku były w 100 proc. uzależnione od rosyjskiego gazu. Jeśli weźmiemy pod uwagę Francję, to jest to tylko 24 proc. importu z Rosji, a więc zależność jest znacznie mniejsza. Jeśli nie gaz i węgiel z Rosji, to skąd UE powinna brać energię? - W perspektywie krótkoterminowej, tzn. w najbliższych miesiącach, oczywiste jest, że będziemy musieli importować energię od innych partnerów na świecie. Myślę tu na przykład o krajach śródziemnomorskich, takich jak Algieria, o krajach Bliskiego Wschodu, takich jak Katar, czy o Stanach Zjednoczonych Ameryki. Będzie to szczególnie ważne, zwłaszcza w celu uzupełnienia naszych rezerw przed następną zimą. Komisja Europejska pracuje nad scenariuszem, który zakłada, że do zimy trzeba będzie wypełnić co najmniej 80 proc. naszych europejskich rezerw gazu. Po drugie, musimy przyspieszyć prace nad dekarbonizacją. Rozwój odnawialnych źródeł energii i energii jądrowej jest korzystny zarówno dla klimatu, jak i dla naszej niezależności energetycznej. Nie stanie się to z dnia na dzień, ale teraz nadszedł czas, aby przyspieszyć wdrażanie tych niskoemisyjnych źródeł energii. Mam nadzieję, że ten rok będzie punktem zwrotnym w tym przyspieszeniu, i pracujemy nad tym w Parlamencie Europejskim, ja np. jestem sprawozdawcą z ramienia Renew Europe w sprawie zmiany dyrektywy o energii odnawialnej i zamierzamy pracować tak szybko, jak to możliwe, aby doprowadzić do jej przyjęcia. Odnawialne źródła energii są okazją do potwierdzenia naszej autonomii energetycznej. Wreszcie, ważne są dwa inne aspekty: zwiększenie efektywności energetycznej, na przykład poprzez ocieplenie budynków, aby zmniejszyć nasze zapotrzebowanie na energię. Ale także przedłużenie okresu eksploatacji naszych europejskich elektrowni jądrowych, które dostarczają dużą ilość energii elektrycznej. Rozmawiała: Jowita Kiwnik Pargana