Do takiego wniosku dochodzi stały publicysta dziennika Philip Stephens pisząc, że "Europa jest zmęczona żądaniami Londynu przyznania mu wyjątków i opt-outów (czyli stałych wyłączeń - red.) od unijnych norm". "Premier David Cameron (...) chce ustalić parametry nowych stosunków Londynu z UE. Jego plan zakłada wynegocjowanie serii koncesji, będących ceną za zgodę Londynu na zmiany traktatowe potrzebne eurostrefie do pogłębienia integracji. Taki (wynegocjowany) pakiet byłby następnie przedłożony w referendum" - wyjaśnia Stephens kalkulację rządu. Trudności z takim podejściem polegają jego zdaniem m.in. na tym, że praktycznie nie zostało już kwestii, z których W. Brytania mogłaby się wyłączyć. Jest poza euro, nie chce być częścią unii fiskalnej, ani bankowej. Chce osobnego budżetu strefy euro, by oddzielić brytyjską składkę dla Brukseli od wydatków krajów wspólnej waluty. Wielka Brytania nie jest też w układzie z Schengen, a rząd Camerona ogłosił ostatnio plan wycofania się z niektórych instrumentów współpracy w dziedzinie policyjnej i sądowniczej. "Poza wspólnym rynkiem i zagraniczną polityką handlową, będącymi dla wszystkich nieprzekraczalnymi liniami, jest bardzo mało spraw, z których Londyn mógłby się wyłączyć" - stwierdza publicysta "FT". Także straszak w postaci brytyjskiego weta stracił na znaczeniu. Po zawetowaniu przez Camerona paktu fiskalnego w grudniu 2011 r., liderzy UE stworzyli osobną, międzyrządową strukturę fiskalnej współpracy. Taki układ bardzo odpowiada Francji. Według Stephensa "rezerwuar dobrej woli (członków UE wobec rządu Davida Camerona - red.) wysycha". Brak mu tego, co politolodzy nazywają "soft power" (zdolności zdobywania wpływów dzięki atrakcyjności własnych pomysłów, umiejętności dyplomatycznych, kulturze itd.). Niektórzy unijni przywódcy nie kryją się z tym, że mają dość prawienia im morałów przez Londyn. "W stosunkach W.Brytanii z UE było wiele kryzysów. Obecny sprawia wrażenie innego. Ustalenia dotyczące regulacji bankowości mogą okazać się matrycą dla nowej instytucjonalnej architektury, praktycznie wykluczającej W. Brytanię z udziału w podejmowaniu decyzji dotyczących wspólnego rynku" - ostrzega. "Mówi się, że Cameron opracowuje przyszłościową mapę drogową dla W. Brytanii w Europie. Nie zauważył, że jego partnerzy idący w przeciwnym kierunku ściślejszej unii, mogą z ulgą powiedzieć Londynowi: do widzenia" - konkluduje Stephens.