Zagraniczni komentatorzy wytykają rządowi Kazimierza Marcinkiewicza oparcie się na Samoobronie i LPR, które nazywają partiami skrajnymi, populistycznymi, a nawet ekstremistycznymi. Obawiają się przy tym, że pod ich naciskiem nowy gabinet będzie prowadził politykę antyeuropejską. "Dla Polski i dla zagranicy nadchodzą ciężkie czasy. Możliwe, że rząd mniejszościowy utrzyma się przez rok, dwa, a nawet dłużej. PiS będzie musiało jednak każdą ustawę drogo okupić. Lewicowi populiści i prawicowi radykałowie w polskim parlamencie już dziś zacierają ręce. Należy nastawić się nie tylko na skoki polskiej polityki, lecz także na potężne rykoszety" - napisał niemiecki dziennik "Die Tageszeitung". Nasi zachodni sąsiedzi przodują zresztą w krytyce nowych polskich władz. Populiści na salonach Bracia Kaczyńscy "są populistyczni, autorytarni, nietolerancyjni, nacjonalistyczni, wykazują co najmniej inklinacje do izolacjonizmu, są katolickimi fundamentalistami i brakuje im realistycznej oceny tego, co jest finansowo możliwe. W dodatku są antyrosyjscy i antyniemieccy" - komentował wyniki polskich wyborów dziennik "Berliner Zeitung". Większość komentatorów liczyła jednak na to, że wpływy PiS równoważyć będzie znacznie bardziej umiarkowany koalicjant - PO. Nic więc dziwnego, że duże rozczarowanie i ogromną falę krytyki przyniosło powołanie głosami partii Andrzeja Leppera i Romana Giertycha mniejszościowego rządu. - Premier Kazimierz Marcinkiewicz musiał zapłacić wysoką cenę za poparcie dla swojego mniejszościowego rządu. W uzyskaniu większości pomogli mu populiści i katoliccy nacjonaliści. Narodowo-konserwatywny rząd wprowadza populistę na salony - komentował z Polski wysłannik niemieckiej telewizji ZDF. Natomiast zdaniem dziennika "Frankfurter Rundschau", "paktowanie z chłopskim populistą Andrzejem Lepperem wywołuje niesmak nawet w PiS". Niemcy obciążyli partię Kaczyńskich winą za fiasko negocjacji koalicyjnych. "Moralna rewolucja" braci Kaczyńskich rozpoczęła się od "obrzydliwego spławienia" koalicyjnego partnera - grzmiał dziennik ""Die Tageszeitung". "Frankfurter Allgemeine Zeitung" pisał z kolei, że bracia Kaczyńscy traktują struktury państwowe jak "teatr marionetek". Sugestie dziennika, że Kazimierz Marcinkiewicz nie jest premierem na serio, nie znalazły jednak pokrycia w rzeczywistości. A niemiecka krytyka była o tyle dwuznaczna, że nasi zachodni sąsiedzi sami mieli bardzo poważne problemy z powołaniem koalicji, która powstała dopiero w zeszłym tygodniu, a więc dwa miesiące po wyborach. Ale dostało nam się też od komentatorów z innych krajów. Szczególnie ostrzy okazali się bratankowie z Węgier. Zdaniem dziennika "Nepszabadsag", sytuacja w Polsce przypomina tę w Austrii, gdy do koalicji rządzącej weszła partia prawicowego populisty Joerga Haidera. "Może dojść do tego, że w jednym z największych krajów Unii Europejskiej powstanie wyraźnie eurosceptyczna administracja. Negatywne nastawienie do euro pozwala już na snucie pewnych przypuszczeń. Można powiedzieć, że nowy rząd ma w Europie tak złą prasę, jak żaden inny. Za wzorzec służy Austria, gdzie partia Haidera weszła do koalicji rządzącej" - napisała gazeta. Europa boi się Kaczyńskich Zagraniczni komentatorzy obawiają się przede wszystkim, że Polska pod nowymi rządami może prowadzić politykę izolacjonistyczną, wprowadzić karę śmierci czy ograniczać prawa homoseksualistów. Tuż po wyborach prezydenckich "The Guardian" i "The Independent" pisały, że Komisja Europejska ostrzegła, że Polska może stracić prawo głosu w UE, jeśli nowy polski prezydent Lech Kaczyński będzie przeciwstawiał się prawom homoseksualistów i próbował przywrócić karę śmierci. Brytyjskie gazety jednak się pospieszyły, bo Komisja Europejska zdementowała informacje, jakoby straszyła Polskę sankcjami. Burzę w zagranicznych mediach wywołały natomiast wypowiedzi nowej minister finansów, Teresy Lubińskiej. - Polska minister finansów (...) zapowiedziała, że zagraniczne sieci supermarketów nie są w Polsce mile widziane - donosiła z Polski telewizja ZDF. - To fatalny sygnał dla inwestorów, który zaniepokoił koła gospodarcze - komentowano, cytując przedstawicieli sieci hipermarketów, którzy przekonywali, że dają pracę tysiącom Polaków. ZDF pokazała też demonstrację związkowców przed jednym z zagranicznych supermarketów. - Oczekujemy od nowego rządu wydania zakazu pracy w niedziele i święta - mówił jeden z protestujących. Telewizja sugerowała, że w polityce nowego rządu ideologia będzie ważniejsza niż gospodarka. Obawy dotyczą też polskiej polityki wobec UE. "Ekonomiści są zaniepokojeni, że rząd mniejszościowy spowolni reformy i oddali wprowadzenie euro. Nowa minister finansów Teresa Lubińska już wcześniej oznajmiła, że wprowadzenie euro nie jest dla Polski priorytetem" - napisał litewski dziennik "Respublika". Również francuskie "Le Figaro" zwróciło uwagę na tę sprawę, podkreślając, że o euro nie było nawet wzmianki w exposé premiera. Misja Marcinkiewicza O tym, że jego rządu nie należy się bać, premier Kazimierz Marcinkiewicz będzie przekonywał europejskich partnerów już w tym tygodniu w czasie swojej pierwszej zagranicznej wizyty - do Brukseli i Londynu. "Liderzy krajów UE będą chcieli wiedzieć, jak prezydent elekt Lech Kaczyński i szef PiS Jarosław Kaczyński zamierzają pogodzić swoją czasami eurosceptyczną retorykę z unijną odpowiedzialnością" - pisze zapowiadając podróż premiera "Financial Times". Europa obawia się bowiem przede wszystkich nieobliczalności nowych polskich władz, popieranych przez otwarcie głoszące poglądy antyeuropejskie Samoobronę i LPR. Jak napisał belgijski "Le Soir", "Polska już wcześniej nie była łatwym partnerem w UE. Tymczasem teraz nadaje sobie wizerunek kraju zupełnie nieprzewidywalnego i rządzonego przez antyeuropejską większość".